W drugiej połowie lipca pani Natalia urodziła bliźnięta z pomocą cesarskiego cięcia i choć początkowo dochodziła do siebie po zabiegu, dwa tygodnie później zmarła. Pacjentki tej samej placówki zaczęły dzielić się wstrząsającymi szczegółami.
– Pod koniec lipca poprzez cięcie cesarskie kobieta urodziła dwoje dzieci. Nastąpiły komplikacje i dzieci wraz z mamą pozostały w szpitalu. Następnie 24-latka przeszła kolejny zabieg. Z dnia na dzień wracała do zdrowia, wyniki badań miała dobre. Nic nie wskazywało na to, że jej życie jest zagrożone – mówił w rozmowie z „Głosem Pomorza” Marcin Prusak, rzecznik prasowy słupskiego szpitala.
W połowie sierpnia ciało pacjentki znaleziono w sali szpitala. Rzecznik placówki przyznał, że wszyscy byli tym zaskoczeni, ponieważ nawet współlokatorka 24-latki twierdziła, że jeszcze tego samego dnia normalnie funkcjonowała i czuła się dobrze.
Gdy o śmierci kobiety zrobiło się głośno, inne pacjentki szpitala w Słupsku również zaczęły zabierać głos. Jedna z nich opowiedziała swoją historię. Okazuje się, że jej ciąża była zagrożona, przez co często musiała odwiedzać placówkę.
– Po cesarskim cięciu leżałam osiem dni na antybiotykach dożylnych. Skarżyłam się na ból brzucha. Czułam, że coś jest nie tak. Pielęgniarka krzyczała na mnie, że mam zerowy próg bólu. W końcu przyszedł mnie zbadać sam ordynator. I powiedział, że wszystko jest w porządku. Nie życzę nikomu, żeby tam trafił. Ja mam taką traumę, że jak widzę kobietę w ciąży, to jej współczuję… Rozmawiałam ostatnio z panią, której nie zadziałało do końca znieczulenie i ją na żywca cięli. Mówiła, że przeżyła tam horror. Kolejna kobieta doznała paraliżu twarzy po cc, jedna urodziła na szpitalnym korytarzu – wspominała pani Marta w rozmowie z „Faktem”.