29 lipca ostatni raz widziano Kaja Ole H. Obywatel Danii wybrał się na wycieczkę na Pomorze. Wówczas zaginął w okolicach Łeby. Zorganizowano poszukiwania, ale ciało mężczyzny znaleźli przypadkowo turyści. Zwłoki były w makabrycznym stanie.
Duńczyk pochodził z wyspy Bornholm położonej na Morzu Bałtyckim. Osiągnął wiek emerytalny, więc jak wiele osób na tym etapie życia postanowił zrobić sobie wakacje. Jako cel podróży wybrał nasz kraj. 63-latek przyjechał do Łeby 18 lipca, gdzie wynajął też pokój. Kontakt z nim urwał się 29 lipca. Nie odbierał telefonu i nie kontaktował się z rodziną.
Jak wiadomo z relacji przekazanych przez Super Express, zamiast odpoczynku na plaży preferował spacery po Słowińskim Parku Narodowym. Są to tereny perfekcyjne na leśne piesze i rowerowe wycieczki. Duńczyk decydował się z czasem na coraz dalsze wędrówki. Nadal jednak pozostawał w kontakcie z bliskimi. Przesyłał fotografie i pisał maile. Gdy Kaj Ole przestał się kontaktował rodzina z Danii powiadomiła policję.
Równolegle zaginięcie zgłosiła właścicielka pokoju wynajętego przez turystę. – Kobieta 6 sierpnia zadzwoniła na komisariat, ale oficjalne zawiadomienie odnotowaliśmy dopiero 13 sierpnia. Od tego czasu trwały czynności – mówi sierż. Aleksandra Ligmanowska z KPP w Lęborku.
Na zwłoki wczasowicza z Danii przypadkowo natknęli się turyści. Znaleziono go 23 sierpnia w okolicach Czołpina – to teren Słowińskiego Parku Narodowego w okolicach Czołpina. Ciało w części było zjedzone przez dziki i lisy. Denat miał przy sobie dokumenty potwierdzające tożsamość. Funkcjonariusze policji poinformowali, że to Kaj Ole H.