Tygodnik „Sieci” w najnowszym numerze opisuje, co działo się w Ministerstwie Obrony Narodowej, gdy jedną z czołowych postaci był tam Bartłomiej M. Wieloletni współpracownik i protegowany ówczesnego szefa resortu obrony Antoniego Macierewicza został w ubiegłym tygodniu, wraz z innymi osobami, zatrzymany przez CBA i tymczasowo aresztowany.
Prokuratura Okręgowa w Tarnobrzegu zarzuciła M. powoływanie się na wpływy w instytucji państwowej i podjęcie się pośrednictwa w załatwieniu określonych spraw celem uzyskania korzyści majątkowej w kwocie ponad 90 tys. zł, jak również przekroczenia swoich uprawnień jako funkcjonariusz publiczny i działania na szkodę spółki PGZ w związku z zawartą przez nią umową szkoleniową. Według prokuratury, Bartłomiej M. doprowadził do wyrządzenia koncernowi szkody w wysokości prawie 500 tys. zł.
Według byłych współpracowników, których relacje przytaczają „Sieci”, Bartłomiej M. był „zdemoralizowanym typem”, który „pracował w komunistycznym stylu”:
– Niczym pierwszy sekretarz z czasów słusznie minionych, rozparty wygodnie w swoim fotelu. Pod jego gabinetem ustawiały się kolejki interesantów, a on łaskawie decydował, kiedy i kogo przyjmie. To było żenujące, gdy wysocy szarżą wojskowi, nawet generałowie, czekali na audiencję po kilka godzin. A gdy się już dostali do środka, to zdarzało się, że musieli jeszcze poczekać, aż pan rzecznik zje – powiedziała „Sieciom” była pracownica MON.
Inny rozmówca opisał skandal związany z bolącym zębem Bartłomieja M. – Czekoladki pochłaniał kilogramami. Pewnego dnia rozbolał go ząb. Wściekał się i wykrzykiwał, że jeśli będzie go dłużej boleć, to kogoś wyp… z roboty. Do szpitala wojskowego jechało z nim trzech pułkowników – wspominał.