Strajkujący w kwietniu nauczyciele nie dostaną pieniędzy za czas protestu. We wtorek połączone sejmowe komisje edukacji, nauki i młodzieży oraz samorządu terytorialnego i polityki regionalnej – na wniosek pos. Mirosławy Stachowiak-Różeckiej z PiS – zdecydowały o odrzuceniu w pierwszym czytaniu projektu w tej sprawie przygotowanego przez posłów opozycji z klubu PO-KO. Za wnioskiem opowiedziało się 24 posłów, 17 było przeciw, nikt nie wstrzymał się od głosu. Co prawda ostatecznie o losie projektu zdecyduje w głosowaniu Sejm, ale ponieważ większość ma w nim PiS los ustawy jest już przesądzony.
Według propozycji PO-KO nauczyciele, wychowawcy i inni pracownicy pedagogiczni mieli otrzymać prawo do wynagrodzenia, ponieważ zgodnie z przepisami ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych wynagrodzenie za czas strajku się nie należy.
Posłanka Urszula Augustyn, uzasadniając propozycję klubu PO-KO, podkreśliła, że nauczyciele są wyjątkową grupą zawodową, na której ciąży wysoka odpowiedzialność. Jednocześnie jest to „grupa, która wynagradzana jest obecnie kiepsko, czym doprowadzona została do tego, że musiała upomnieć się o swoje prawa”. Augustyn podkreśliła jednocześnie, że celem strajku nie były tylko postulaty płacowe, ale także sprzeciw wobec źle przeprowadzonej przez rząd reformie edukacji. Podczas strajku pracownicy oświaty otrzymali też społeczne poparcie dla ich uzasadnionych postulatów.
Wiceminister edukacji Maciej Kopeć, krytykując projekt, stwierdził, że przyjęcie tej ustawy uczyniłoby z nauczycieli grupę uprzywilejowaną w stosunku do innych pracowników sfery budżetowej.