Maciej Stuhr, to aktor, który bez wątpienia jest w opozycji do PiS-u i wszystkiego co z tą partią związane. I nie jest tajemnicą, że ta antypatia jest odwzajemniona przez partię rządzącą.
Młody Stuhr bezpardonowo krytykuje politykę znienawidzonej partii, robi to prywatnie, robi też zawodowo, np. w czasie zeszłorocznej ceremonii wręczenia Polskich Nagród Filmowych Orły w Teatrze Polskim w Warszawie, gdy w czasie przekazywania Annie Dymnej statuetki, wykorzystał sytuację, aby kąśliwie wygłosić kontrowersyjny komentarz do obecnej sytuacji politycznej.
A ponieważ kij ma dwa końce, Stuhr odczuwa na własnej skórze niechęć krytykowanej przez niego władzy. Skarży się więc w mediach na mściwy PiS, przez który spotyka i jego i jemu podobnych artystów buntowników bardzo wiele problemów w życiu artystycznym.
– Niektórzy młodzi reżyserzy boją się obsadzać Cielecką czy Stuhra. Zapraszanie nas jest obarczone zbyt dużą ilością znaczeń, każde zdanie wypowiadane publicznie przez nas, aktorów, ma inną siłę niż opinia Kowalskiego. Z tego, co słyszałem, do końca roku PISF ma zostać „zaorany” przez obecną władzę. Jest bardzo prawdopodobne, że filmy z Maciejem Stuhrem będą miały dużo mniejsze szanse, o ile będzie w nich grał Maciej Stuhr.
Aktor pociesza też innych, a może i siebie, stwierdzając, że nie martwi się o swoją przyszłość, gdyż bardzo ciężko pracuje, a „milczenie jest współudziałem w zbrodni”.
Nie omieszkał też wybiec w przeszłość, a na koniec mimochodem wspomniał o największych krwawych dyktatorach XX wieku, co zapewne nie ujdzie uwadze PiS-u i nie polepszy sytuacji Stuhra: – Kiedyś dzieci w polskich szkołach będą uczyły się, że rządy PiS w latach 2015-2017 były czymś najstraszniejszym, co mogło się wydarzyć w Polsce na początku XXI wieku. Dziś polityka po raz pierwszy od kilkudziesięciu lat chce zaplanować, jak ma wyglądać sztuka. Władza myśli, że to się jej uda, choć żadnej władzy nie wyszło. Nawet Stalinowi czy Hitlerowi.