Naukowcy zajmujący się badaniem Antarktydy biją na alarm. W ostatnich dniach od jednego z lodowców szelfowych oderwała się góra lodowa, której powierzchnia jest trzy razy większa od Warszawy. Obiekt może stwarzać realne zagrożenie.
To, co w ostatnim czasie wydarzyło się przy lodowcu szelfowym Amery’ego przewidywano od dłuższego czasu. Naukowcy przyznali, że oderwanie się góry było kwestią czasu, choć jak się okazało, oderwała się nie ta część, której się spodziewano. W ostatnich dniach września od lądu odczepiła się góra o łącznej powierzchni 1636 kilometrów kwadratowych, co odpowiada trzykrotności powierzchni stolicy Polski.
Fragment został oznaczony symbolem D28 i ma 210 metrów grubości. Według wstępnych szacunków, jej wagę ustalono na aż 315 miliardów ton. Już teraz wiadomo, że góra może zagrażać przepływającym w tamtych rejonach statkom, wskutek czego będzie nieustannie monitorowana. Naukowcy dowiedli ponadto, że z uwagi na olbrzymie obszary, proces topnienia powinien potrwać około kilku lat.
Kilka dni temu Międzyrządowy Zespół ds. Klimatu (IPCC) opublikował raport, w którym opisał wszelkie zależności, dotyczące wpływu ocieplania się klimatu na morza, oceany i lodowce. Największą część jego treści poświęcono na opis zmian, jakie mogą zajść w środowisku wskutek działań człowieka. Chodziło przede wszystkim o topnienie lodowców i lądolodów.
Mimo to, naukowcy są dość pewni swego i twierdzą, że oderwanie się góry D28 od Antarktydy nie jest bezpośrednio związane ze zjawiskiem globalnego ocieplenia. Według nich, był to naturalny proces, spowodowany ukształtowaniem góry – spływała ona na ocean i unosiła się na jego powierzchni.