Jak się można było spodziewać koalicja CDU/CSU wygrała właśnie zakończone wybory parlamentarne w Niemczech i Angela Merkel zostanie po raz czwarty kanclerzem.
Z sondaży exit polls podanych przez telewizję ARD wynika, że na CDU/CSU głosowało 32,5 proc. wyborców, na SPD – 20 proc., a na Alternatywę dla Niemiec (AfD) – 13,5 proc.
W porównaniu z wyborami sprzed czterech lat poparcie straciła zarówno chadecja, jak i socjaldemokratyczna SPD. Wtedy partia Merkel otrzymała 30,5 proc. głosów, a socjaldemokraci – 27,5 proc. Obecny dwudziestoprocentowy wynik SPD jest najgorszym od zakończenia II wojny światowej.
Rezultat wyborów w Niemczech, czyli wygrana Merkel i jednoczesny wzrost popularności radykałów, był łatwy do przewidzenia. Obecna na scenie politycznej od czterech lat eurosceptyczna i antyimigrancka Alternatywa dla Niemiec dostała się do Bundestagu jako trzecia siła polityczna. I inaczej w obecnej sytuacji raczej być nie mogło. AfD zyskała popularność w związku z napięciami wywołanymi przez masowy napływ imigrantów w ostatnich latach do Niemiec. Postulaty usunięcia islamu z przestrzeni publicznej oraz zamknięcia granic dla uchodźców muzułmańskich głoszone przez AfD trafiły na podatny grunt i stały się nośnymi hasłami.
Wynik tej partii oznacza, że nastroje za naszą zachodnią granicą przesunęły się zdecydowanie na prawo. Wprowadzenie przez AfD reprezentacji do Bundestagu oznacza pęknięcie skostniałej sceny politycznej, gdyż po raz pierwszy od pół wieku do niemieckiego parlamentu weszła partia nie kryjąca swojego nacjonalizmu i populizmu. Przez ostatnie pięćdziesiąt lat prawa strona w Niemczech była zagospodarowana w całości przez CDU/CSU. Dzisiaj chadecja straciła ten monopol.