Prawie pół tysiąca osób zostało rannych podczas starć, do jakich doszło w Barcelonie podczas referendum niepodległościowego w Katalonii. Zamieszki w stolicy tej hiszpańskiej prowincji wybuchły po tym, jak hiszpańska policja siłą wdzierała się do lokali wyborczych i konfiskowała urny i karty do głosowania, próbując uniemożliwić głosowanie. Do manifestantów funkcjonariusze strzelali gumowymi kulami z broni gładkolufowej. Burmistrz Barcelony Ada Colau zażądała od policji natychmiastowego przerwania działań wymierzonych w „bezbronną ludność”.
Do zamykania siłą punktów wyborczych oraz atakowania osób głosujących w referendum doszło również w innych miastach Katalonii, w tym w stutysięcznej Gironie oraz w liczącej około 1,3 tys. mieszkańców miejscowości Sant Iscle de Vallalta.
W samej Barcelonie sytuacja jest dynamiczna. Według najnowszych danych hiszpańskiego ministerstwa spraw wewnętrznych do godziny 15 policja opanowała i zamknęła 92 lokale wyborcze spośród ponad dwóch tysięcy, w których mieszkańcy Katalonii mieli zdecydować o przyszłości prowincji. Rannych miało zostać 12 policjantów, a trzy osoby aresztowano za napaść na funkcjonariuszy służb porządkowych.
Władze w Madrycie już wcześniej zapowiedziały, że nie uznają wyników referendum. Z kolei członek autonomicznego katalońskiego rządu ds. międzynarodowych Raul Romeva poinformował, że władze Katalonii odwołają się do instytucji europejskich w sprawie łamania praw człowieka przez hiszpański rząd premiera Mariano Rajoya.
https://www.youtube.com/watch?v=rH6rv05PQCY