Bronisław Komorowski nie ukrywa, że widzi siebie w Brukseli. Otwarcie mówi wśród znajomych ze świata polityki, że chce wystartować w wyborach do europarlamentu.
Osoba z otoczenia byłego prezydenta twierdzi, że ma on już za sobą traumę porażki poniesionej w ostatnich wyborach i w końcu zaczął myśleć o przyszłości. A przyszłość tę widzi jedynie w polityce. W końcu to ona wypełniała całe jego dorosłe życie, w którym był już posłem, ministrem, marszałkiem, no i na koniec prezydentem. Teraz, gdy jest emerytem, ponoć dokucza mu bezczynność zawodowa. I polityczna. A bezczynność związana jest też niestety z brakiem dochodów. Owszem, jest emerytura, ale jak z niej wyżyć, zwłaszcza, gdy trzeba ją dzielić z niepracującą małżonką?
W takiej sytuacji świetnym rozwiązaniem wydaje się być stanowisko europarlamentarzysty, które marzy się wielu byłym polskim posłom czy senatorom, którzy w ojczyźnie nie mają już wielkich szans na karierę polityczną. Jeden z kolegów partyjnych Komorowskiego stwierdza: – Emerytura dla byłych prezydentów nie jest wysoka, żonka Bronka nie pracuje, Bruksela jest jakąś perspektywą. Nie wiem tylko jak u niego z angielskim.
Jak szanse na start w wyborach do Parlamentu Europejskiego widzą politycy PO? Współpracownik Grzegorza Schetyny nie wyklucza, że Platforma umożliwi start Komorowskiego do Brukseli i jeżeli po zmianach będzie tylko jedna, krajowa lista w wyścigu do Brukseli, to umieszczenie na niej zarówno Komorowskiego jak i Ewy Kopacz oraz Rafała Trzaskowskiego nie będzie stanowiło problemu.
Inny kolega partyjny Schetyny twierdzi: – Nieco gorzej sprawa wygląda jeśli wybory w 2019 r. odbyły się na tych samych zasadach co dziś, czyli europosłowie startowaliby z list w regionach. Wtedy wzrastałaby konkurencja pomiędzy najważniejszymi politykami PO, którzy chcą wyjechać do Brukseli. Oni sami woleliby mieć zagwarantowaną przepustkę do europarlamentu, niż bratobójczą walkę w okręgach wyborczych.