Na Twitterze pojawiły się informacje, że Stanisław Bortkiewicz, dyrektor biura spraw korporacyjnych w TVP, odpowiadający za zmianę struktury organizacyjnej tej firmy, miał być tajnym współpracownikiem peerelowskiej Służby Bezpieczeństwa i zostać pozyskany przez SB 26 września 1988 roku jako kontakt operacyjny „Tomasz” przed wyjazdem do Wielkiej Brytanii.
Bortkiewicz uważany jest za najbliższego współpracownika prezesa TVP Jacka Kurskiego. Do telewizji publicznej trafił wiosną ubiegłego roku z warszawskich wodociągów, których był szefem. Wcześniej jako prezes Zakładów Przemysłu Ciągnikowego „Ursus” zasłynął z tego, że zmniejszył w nich zatrudnienie z prawie 13 tys. osób do… 400.
O jego stosunkach z Kurskim świadczy m.in. to, że gdy w sierpniu 2016 roku Rada Etyki Mediów Narodowych na krótki czas odsunęła prezesa telewizji z zajmowanego stanowiska, jednym z warunków ponownego objęcia funkcji było właśnie wyrzucenie Bortkiewicza z pracy w telewizji. Kurski tego polecenia nie wykonał i jego niezatapialny współpracownik na Woronicza pozostał do dziś dnia. Sprawę tę do ataków na Kurskiego wykorzystało nieprzychylne mu, a popierające Antoniego Macierewicza, środowisko „Gazety Polskiej”.
W wydanym w środę oświadczeniu Bortkiewicz zaprzeczył wszystkim zarzutom, informując, że w 2016 roku złożył oświadczenie lustracyjne i czeka na wynik oficjalnej procedury prowadzonej przez Instytut Pamięci Narodowej. Twierdzi, że nigdy nie współpracował ze Służbą Bezpieczeństwa, a był za to „bezskutecznie inwigilowany” po zakończeniu studiów i rozpoczęciu pracy w Ostródzie przez osobę z kręgu jego znajomych. Miała ona wytworzyć „bez udziału, wiedzy i zgody” Borkiewicza dotyczące go dokumenty dla SB.
Niewinności Stanisława Bortkiewicza broni także prezes Jacek Kurski. Zapewnia, że dla byłych tajnych współpracowników SB nie ma miejsca w TVP. On zaś nie chce wydawać wyroków bez dowodów i dlatego najlepiej poczekać na ustalenia IPN.