Kraków. Spacer młodej kobiety z 12-letnią córką. Nagle kobieta słabnie. Wzywane jest pogotowie. Reakcja dyspozytora, jak i późniejsze zachowanie ratowników medycznych szokuje!
Gdy kobieta zasłabła, na pomoc ruszyli przechodnie, którzy wezwali pogotowie. Reakcja dyspozytora jednak była zaskakująca. Jako że do zasłabnięcia doszło w okolicach szpitala Jana Pawła II, zalecił on, aby kobieta podeszła sobie do pobliskiej placówki służby zdrowia. Następny telefon na pogotowie również nie odniósł pożądanych skutków. Dopiero dzięki jednemu z policjantów przejeżdżających w pobliżu, który wezwał pogotowie, po półtorej godzinie od zasłabnięcia pojawili się na miejscu ratownicy medyczni.
To jednak nie koniec kłopotów kobiety. Medycy od krewnych kobiety będących już na miejscu zdarzenia, dowiedzieli się, że cierpi ona na chorobę powodującą zwiększenie ryzyka zatorów i zakrzepnięcia krwi. Ratownicy zignorowali tę cenną informację i postawili własną diagnozę, nie wykonując nawet badania EKG. Według nich kobieta ma nerwicę, podali jej środki uspokajające i uznali, że może wracać do domu. Mąż kobiety nie dawał za wygraną, po półtoragodzinnej walce na argumenty z ratownikami, jego żonę przewieziono w końcu do szpitala.
Dalsze losy kobiety były równie tragiczne. Jej przypadek lekarze potraktowali poważnie dopiero, gdy przestała oddychać. Konieczna była reanimacja. Sytuacja się powtarzała – później reanimowano ją jeszcze pięć razy. Przez następne trzy dni pacjentka walczyła ze śmiercią. Na szczęście udało się ją uratować.
Teraz sprawę nieumyślnego narażenia na utratę zdrowia lub życia kobiety badają prokuratorzy.