Salony kosmetyczne i fryzjerskie są już otwarte. Co z salonami tatuażu? – To dla mnie absurd, że ruszyły salony fryzjerskie, a my musimy zostać zamknięci. Przepisy sanitarne, do których mają stosować się fryzjerzy u nas obowiązują od lat. A klientów mamy mniej – powiedział w wp.pl Adrian Gruszczyński, który prowadzi salon tatuażu od 10 lat.
Salony fryzjerskie i kosmetyczne zostały otwarte w poniedziałek, zgodnie z rozporządzeniem Rady Ministrów. Właściciele oraz pracownicy salonów fryzjerskich muszą stosować się do wytycznych, które mają na celu ograniczanie ryzyka zakażenia koronawirusem. Wśród wytycznych jest m.in. obowiązek noszenia maseczki ochronnej lub przyłbicy, używanie rękawiczek ochronnych. Klienci umawiają się na wizytę elektronicznie lub telefonicznie.
Mimo otwartych salonów kosmetycznych i fryzjerskich – salony tatuażu nadal pozostają zamknięte.
Obowiązują nas te same przepisy sanitarno-higieniczne co salony kosmetyczne czy fryzjerów. Pod skórę wprowadzamy pigment, dokładnie tak samo, jak kosmetyczka, który robi permanentny makijaż brwi. Standardy higieniczne, które znajdują się w nowym reżimie nie są dla nas nowością – powiedział Wojciech Kiliński, mąż tatuatorki. Mężczyzna jest jednym z inicjatorów petycji, którą podpisało 10 tys. osób z całej Polski. Tatuażyści złożyli takową petycję w Ministerstwie Zdrowia, Ministerstwie Rozwoju, Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i Głównym Inspektoracie Sanitarnym.
W petycji, tatuażyści zwracają uwagę na to, że odległość pomiędzy klientami w salonach kosmetycznych, fryzjerskich jest znacznie mniejsza niż w salonach tatuażu. Na przykład, kosmetyczki wykonujące zabieg na twarz nie są w stanie utrzymać półmetrowego odstępu od klienta, natomiast tatuator bardzo rzadko pracuje na twarzy klienta.
– Fryzjerzy są otwarci, a my nie. To paradoks. Jesteśmy zdziwieni, że mimo zachowania najostrzejszych standardów higienicznych w całej branży, zostaliśmy z niej wykluczeni – stwierdza jeden z właściciel salonu tatuażu we Wrocławiu.
– Przyjmuję jednego, maksymalnie dwóch klientów dziennie. Jedyne co by się musiało zmienić, to ilość osób przebywających w salonie i maseczki ochronne na twarzach klientów – powiedział tatuażysta z Wrocławia oraz podkreśla, że ograniczanie kontaktów z ludźmi, unikanie zakażeń i nie witanie się z innymi osobami przez podanie ręki, to dla tatuatorów codzienność, a każdy dzień pracy w salonie tatuażu zaczyna się od dezynfekcji stanowisk pracy. – Jeżeli będziemy nadal zamknięci, niedługo będę pracował na czarno – dodał tatuażysta.
– Nie wiemy nic. Zostaliśmy zamknięci wtedy, kiedy salony kosmetyczne, a w czwartym etapie odmrażania gospodarki nas nie ma. Premier wspomniał o nas dwa razy, teraz unika tematu – mówił Adrian Gruszczyński, właściciel salonu tatuażu z Poznania – Byłem w szoku już wtedy, gdy rząd otworzył galerie handlowe, a nas pominął. Salony tatuażu ruszyły nawet w Hiszpanii, która ma o wiele większą liczbę zakażeń koronawirusem – dodaje właściciel salonu tatuażu.
Tarcza antykryzysowa – pieniędzy nadal nie widać
– Salon tatuażu i bar, który prowadzę zamknąłem jeszcze w połowie marca. Byłem dumny, że rząd szybko zareagował. Ale gdybym nie miał oszczędności, musiałbym pracować na czarno. Nadal nie dostałem pieniędzy z tarczy antykryzysowej i nie liczę na to, że je dostanę, mimo tego, że złożyłem wniosek – mówi Gruszczyński.
– Wiemy, jakie panuje o branży tatuażu przykre, acz powszechnie przekonanie. Jesteśmy uznawani za bandę brudnych dzieciaków, którzy tatuują tylko po to, aby zarobić na dalszą zabawę. Teraz próbujemy pokazać rządowi i społeczeństwu, że to myślenie jest stereotypowe. Jesteśmy przedsiębiorcami, myślącymi ludźmi, częścią dużej całości, ogromnej branży beauty. Mamy nadzieję, że będziemy mogli szybko wrócić do pracy – powiedział w wp.pl Wojciech Kuliński, mąż tatuatorki.