Noworoczne orędzie przywódcy Korei Północnej nie napawa optymizmem, jak zresztą cała jego dotychczasowa polityka. Kim Dzong Un straszył w swoim przemówieniu Stany Zjednoczone, choć dla równowagi dobrych i złych intencji zapewniał o otwartości na dialog z Seulem.
Kim, który w 2017 roku nie gardził agresywną retoryką, w noworocznym orędziu jawił się jako pacyfista, wzywając do obniżenia napięć militarnych na Półwyspie Koreańskim i poprawy stosunków z Południem. Przemawiał: – Jeśli chodzi o stosunki północ-południe, powinniśmy zmniejszyć napięcia militarne na Półwyspie Koreańskim, aby stworzyć spokojne środowisko. Zarówno Północ, jak i Południe, powinny podjąć ten wysiłek.
Jednak na tym pacyfistycznych wątków koniec, bo oto przywódca północnokoreański zapowiedział, że jego kraj skupi się w tym roku na „masowej produkcji głowic nuklearnych i rakiet balistycznych do rozmieszczenia operacyjnego”.
Odniósł się w przemówieniu do stosunków koreańsko-amerykańskich, które ostatnio są wyjątkowo zaognione: – Całe Stany Zjednoczone znajdują się w zasięgu naszej broni nuklearnej, a przycisk jądrowy jest zawsze na moim biurku. To rzeczywistość, a nie zagrożenie.
Uspokajał jednak,że broń zostanie użyta dopiero wtedy, gdy zagrożone zostanie bezpieczeństwo jego kraju. Jednak małe to pocieszenie, ponieważ trudno wyczuć, co dla nieobliczalnego Kima jest już stanem zagrożonego bezpieczeństwa i czy jest on realny czy wyimaginowany.