Mimo, iż kryzys wywołany pandemią wydaje się być coraz bardziej dokuczliwy, oficjalnie poziom bezrobocia w Polsce jest od paru miesięcy na stabilnym poziomie. Czy to przysłowiowa cisza przed burzą? Wielu ekspertów wskazuje, że tak. Sporo branż znajduje się w zastoju, co oznacza jedno: albo pracodawcy szybko odbudują swoje firmy albo wielu rodaków zmuszonych może być zarobkowej emigracji.
Unijne statystyki pokazują, że Polska ma niski odsetek osób bezrobotnych. Lepsi od nas pod tym względem są tylko Czechy. Dane polskiego GUS-u pokazują, że w październiku stopa bezrobocia wyniosła u nas 6,1 proc. czyli nie uległa zmianie się od czerwca tego roku. Przybyło co prawda 177 tys. nowych bezrobotnych, patrząc od października ubiegłego roku, ale nie jest to alarmujący wzrost. Brak danych GUS-u odnośnie listopada, ale według resortu pracy stopa bezrobocia w zeszłym miesiącu oscylowała w granicach 6,1 proc., a więc ani drgnęła.
Eksperci wskazują jednak, że lockdown wielu branż gospodarki musi przyczynić się do wzrostu bezrobocia i na koniec 2020 roku wynieść ono może 6,5 proc., a więc wzrośnie o 0,4 pkt procentowego. Choć wydaje się to niewiele, w rzeczywistości to tysiące osób pozbawionych źródła utrzymania.
Powyższe rozważania dotyczą jednak ostatnich miesięcy, tymczasem znaczna część ekspertów obawia się tego, co będzie w przyszłym roku. W dużej mierze problem dotknie wielu młodych ludzi zatrudnionych w branży gastronomicznej i turystycznej, którzy, jeśli te branże nie zostaną odmrożone, zmuszeni zostaną do poszukania prac dorywczych poza Polską.
– Jeśli te stanowiska pracy nie otworzą się do marca, to może się okazać, że młodzi ludzie, którzy już nie są kelnerami, nie pracują w centrach usług wspólnych, nie wprowadzają faktur, nie digitalizują rzeczy, bo to są najbardziej dotknięte branże, potencjalnie mogliby się decydować na wyjazd i pracę dorywczą za granicą – powiedział w programie „Money. To się Liczy” prezes Personnel Service Krzysztof Inglot.
Tymczasem w 2019 r. do Polski z emigracji zarobkowej powróciło ok. 40 tys. Polaków. Czy ten tren ulegnie zmianie i Polacy znów „wyjadą za chlebem”? Krzysztof Inglot na łamach serwisu money.pl uważa, że trzeba się poważnie liczyć z takim ryzykiem: – Koronawirus znacząco utrudnił wyjazdy zarobkowe, z powodu brexitu wiele osób zdecydowało się na powrót, co ustabilizowało nieco sytuację. Są jednak branże, jak np. gastronomia, gdzie większość umów to umowy cywilnoprawne. Jeśli pandemia się przedłuży, to te miejsca pracy nie wrócą i pracownicy nie będą mieć innej alternatywy – powiedział prezes Personnel Service.
Jak wygląda obecna sytuacja pod względem emigracji zarobkowej Polaków?
Najwięcej naszych rodaków pracuje w Niemczech – ok. 700 tys., następnie w Holandii (ok. 125 tys.) i Norwegii (ok. 105 tys.). Wielka Brytania przestała być „mekką” dla Polaków z uwagi na brexit. Obecnie wyjazdy zarobkowe do pracy tymczasowej widoczne są teraz z powodu braku możliwości dorobienia w Polsce w tych branżach, które w minionych latach osiągały w okresie przedświątecznym zwyżkę obrotów – wskazuje firma rekrutacyjne Otto Work Force i informuje o spadku ofert o 50 proc. w porównaniu z 2019 rokiem.
Oczywiście także w krajach, gdzie Polacy emigrują za pracą, pojawia się kryzys wywołany pandemią. Na przykład w Niemczech pracę straciło 150 tys. osób. Jednak rządowa pomoc finansowa oraz wzrost liczby prac dorywczych spowodowała, że w listopadzie bezrobocie spadło tam o 60 tys. do 2,6 mln.
Jakie zatem branże rekrutują?
Dość oczywiste jest, iż branża IT, tutaj jednak ważne są unikalne umiejętności. Jednak zapotrzebowanie jest zgłaszane również w takich branżach jak budowlanka czy produkcja. Poszukuje się osób w takich zawodach jak: elektryk, instalator, magazynier, a także pielęgniarki. Koło Berlina powstanie ogromna fabryka Tesli, która zatrudnić ma ok. 40 tys. osób.
Jak mówi dla portalu money.pl ekspert Pracodawców RP Piotr Wołejko „niektóre dane z rynków pracy poszczególnych państw UE, są – zważywszy na gospodarcze efekty pandemii – zaskakująco dobre”. Wielomiliardowa pomoc przyniosła skutek. – Nie ma jednak pewności, czy dane te są wiarygodne oraz czy miejsca pracy udało się uratować tymczasowo czy długotrwale – komentuje Wołejko. W jego opinii przyszły rok przyniesie gospodarcze odrodzenie.
Polemizuje z nim ekonomista dr Sławomir Dudek, który uważa, że nowy rok będzie trudny. – Prognozy MF, NBP czy KE pokazują, że spadki zatrudnienia i wzrost bezrobocia mogą pojawić się też w 2021 r. Niepewności jest ogrom. Nie można wykluczyć kolejnej fali COVID-19 na wiosnę. Choć optymizmu dodaje odkrycie szczepionek, to prognozy w zakresie rynku pracy nie są optymistyczne. A to tym bardziej może wpływać na trendy migracyjne – tłumaczy ekonomista w money.pl.