55-latek pracujący, jako pielęgniarz, wszedł do szpitala i śmiertelnie ranił swojego kolegę z pracy. Ranni zostali także funkcjonariusze policji, którzy ścigali sprawcę. Mężczyzna postrzelił dwójkę z nich. W końcu jednak napastnik został aresztowany.
Do zdarzenia doszło w Szpitalu Uniwersyteckim Thomasa Jeffersona w Filadelfii. 55-letni pielęgniarz wpadł do szpitala z bronią i śmiertelnie ranił swojego kolegę po fachu, 43-letniego Anrae’a Jamesa. James zmarł na miejscu na skutek poniesionych obrażeń.
„Napastnik uciekł z miejsca zdarzenia samochodem. Policjanci zostali poinformowani, że ukrywa się w pobliżu szkoły. Gdy dotarli na miejsce, zaczął znowu strzelać. W wymianie ognia, w której udział wzięło czterech funkcjonariuszy, doznał wielu obrażeń” – podała agencja AP.
Sprawca strzelaniny został wielokrotnie postrzelony w trakcie wymiany ognia z funkcjonariuszami filadelfijskiej policji. Rannych zostało także dwóch policjantów. Całą trójkę przetransportowano do szpitala. Zarówno stan 55-latka, jak i stan jednego z funkcjonariuszy, określono, jako ciężki.
Jak informuje policja z Filadelfii – zamach nie był spontaniczny. Pielęgniarz bardzo dobrze przygotował się do zbrodni. Zabrał ze sobą kilka sztuk broni palnej oraz był ubrany w kamizelkę kuloodporną, przez co trudno było go spacyfikować.
Burmistrz miasta podziękował funkcjonariuszom za ich bohaterską postawę i życzył szybkiego powrotu do zdrowia. Narzekał także na coraz łatwiejszy dostęp do broni, co ma skutkować tym, że trafia ona w niepowołane ręce.