Władze Bułgarii w weekend ponownie zdementowały pojawiające się informacje, że Sofia przyłączy się do ewentualnych zachodnich sankcji wobec Rosji i w odpowiedzi na dokonany w Wielkiej Brytanii atak na byłego rosyjskiego agenta Sergieja Skripala wydali rosyjskich dyplomatów.
Stanowcze dementi jest reakcją na doniesienia wpływowych mediów zachodnich, m.in. „Timesa”, „Guardiana” i amerykańskiej stacji telewizyjnej CNN, że Bułgaria dołączy do państw UE, które wydalą rosyjskich dyplomatów lub wezwą do kraju swoich przedstawicieli w Moskwie.
W piątek premier Bułgarii Bojko Borisow podkreślił, że nie ma bezpośrednich dowodów, wskazujących na to, że to Rosja dokonała zamachu na Skripala i jego córkę. Ponadto udział jego kraju w politycznej rozgrywce z Kremlem nie spotkałby się z poparciem ugrupowań tworzących rząd.
– Skoro istnieje tylko wysoki stopień prawdopodobieństwa, a nie ma dowodów, nie możemy przejść do tej sprawy – poinformował Borisow, dodając że nastroje w kraju nie sprzyjają drastycznym krokom przeciwko Rosji. – Nie osiągniemy zgody na ten temat w koalicji – podkreślił bułgarski premier.
Jego stanowisko poparł Cwetan Cwetanow, wiceprzewodniczący partii Obywatele na rzecz Europejskiego Rozwoju Bułgarii (GERB), głównej siły w rządzącej koalicji. Jak zaznaczył w wywiadzie telewizyjnym, „kiedy zostanie naruszone nasze bezpieczeństwo narodowe, oczywiście, zostaną podjęte odpowiednie działania. Na razie nie mamy danych, by przystępować do wydalenia rosyjskich dyplomatów z Bułgarii”.
Również bułgarskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych oznajmiło, że „Bułgaria nie podejmowała decyzji o wydaleniu rosyjskich dyplomatów w związku z aferą Skripala”.