Do ulicznych rozruchów doszło 1 maja w Paryżu podczas zorganizowanego przez ugrupowania anarchistyczne „dnia rewolucji”. Policja, w którą rzucano butelkami z benzyną, użyła do rozproszenia manifestantów armatek wodnych.
Demonstracje we Francji upamiętniające protesty robotnicze w Stanach Zjednoczonych zostały zorganizowane przez centrale związkowe i uczestniczyły w nich tysiące ludzi. Miały one spokojny przebieg, jedynie w Paryżu doszło do prawdziwej wojny ulicznej z policją. Wywołali je członkowie lewicy anarchistycznej, stosując tak zwaną technikę czarnego bloku, czyli manifestowania w czarnym ubraniu i maskowaniu się, by utrudnić identyfikację.
Według informacji policji, tylko w rejonie mostu Austerlitz pojawiło się w pochodzie związkowców około 1200 zakapturzonych i ubranych na czarno anarchistów.
Członkowie lewackich bojówek tłukli kamieniami wystawy, atakowali policjantów i skandowali przy tym antyfaszystowskie hasła oraz wymachiwali sowieckimi flagami i antyrządowymi banerami. Próbowali również wznosić barykady.
Gerard Collomb, francuski minister spraw wewnętrznych, skrytykował przemoc i oświadczył, że zrobiono wszystko, aby aresztować sprawców niepokojów.