Niektórzy Ukraińcy są zmuszeni uciekać przed wojną nie na zachód, ale niestety na wschód. Ich relacje potwierdzają podejrzenia, że uchodźców z Ukrainy nie traktuje się tam „po ludzku”. Małżeństwo z Mariupola wspomina rosyjski obóz filtracyjny, jako „piekło”, przyrównując go do getta albo obozu koncentracyjnego – przekazało „BBC”.
Olena i Oleksander to małżeństwo, które podczas próby ucieczki z oblężonego Mariupola, zostało schwytane przez rosyjskich żołnierzy. Następnie parę skierowano do rosyjskiego obozu filtracyjnego we wsi na przedmieściach Mariupola. Dziennikarze brytyjskiej telewizji „BBC” rozmawiali z Oleną i Oleksandrem o ich doświadczeniu z rosyjskim „obozem dla uchodźców”.
„To było jak obóz koncentracyjny” – porównuje 49-letni Oleksandr.
Powiedział, że po złapaniu przez Rosjan pobrano im odciski palców, sfotografowano z każdej strony, po czym poddano wielogodzinnym przesłuchaniom. „Jak w więzieniu” – podkreślił Ukrainiec.
'You can't imagine the conditions' – Mariupol refugees share trauma of civilian camps https://t.co/sdjEuDZ5wh
— BBC News (World) (@BBCWorld) April 25, 2022
Przed ucieczką z Mariupola para przytomnie „wyczyściła” swoje telefony z SMS-ów, kontaktów, wiadomości oraz innych śladów, które mogłyby zostać wykorzystane przez Rosjan przeciwko nim. Okazało się to dobrą decyzją. Jak tłumaczył Oleksandr Rosjanie przeszukiwali telefony każdej osoby, która dostała się do obozu.
„Jeśli ktoś jest podejrzany o to, że jest ukraińskim „nazistą”, zabierają go do Doniecka na dalsze przesłuchania lub mordują” – mówi Oleksandr. „Jeśli mieli choć cień wątpliwości – zabierali ludzi do piwnicy, przesłuchiwali i torturowali. Wszyscy się bali trafić do Doniecka” – dodaje mężczyzna.
BBC podkreśla, że nie było w stanie zweryfikować relacji mężczyzny.
Rosyjski obóz koncentracyjny. „Drugiego dnia skończyło się mydło”
„Nikt nie jest w stanie wyobrazić sobie, jak koszmarne panowały tam warunki” – opowiada Olena. „Starsi ludzie spali na gołych podłogach, nie było materacy i koców. Była tylko jedna toaleta i jedna umywalka na tysiąc osób. Bardzo szybko wśród zatrzymanych zaczęła szerzyć się czerwonka. Nie było żadnej możliwości umycia się. Okropnie cuchnęło” – wspomina kobieta.
Jak dodała – mydło i środki dezynfekujące skończyły się już po drugim dniu ich pobytu w obozie. Wkrótce zaczęło brakować także papieru toaletowego i podpasek.
Później Olena i Oleksandr trafili na listę oczekujących do ewakuacji. Mieli odjechać autobusem nr 148. W ciągu tygodnia odjechało takich autobusów tylko 20. Na dodatek, małżeństwo miało „uciekać” w kierunku Rosji. Namawiano ich, aby właśnie ten kierunek wybrali.
„Nie mieliśmy wyjścia – albo deportacja do Rosji, albo próba ucieczki z prywatnymi kierowcami” – mówi kobieta.
Finalnie małżeństwu udało się nawiązać kontakt z osobą, która wcześniej chciała im pomóc. Skorzystali z usług prywatnych „przemytników”. Podróżowali kilka dni najpierw do Zaporoża a potem do Lwowa. W międzyczasie musieli omijać rosyjskie punkty kontrolne.
„Tylko tak można uciec z obozu filtracyjnego – korzystając z pomocy prywatnych kierowców. Na szczęście są wśród nich dobrzy ludzie – podkreśla Oleksandr.