Tylko część tragicznych historii, jakie miały i mają miejsce – zapewne nawet w tej chwili – na Ukrainie, zostaną uwiecznione i ujrzą światło dzienne. Jedną z takich tragedii, którą nie tylko Ukraińcy zapamiętają na długo, jest dramat 10-letniego chłopca, którego matka umierała w jego ramionach, raniona w głowę na skutek rosyjskiego ostrzału. Chłopiec przeżył, choć groziła mu amputacja nogi – pisze „Polsat News”.
„Ranni i bez sił, leżeli objęci na kanapie. Mama przytulała syna, dopóki biło jej serce. Natalia umarła w objęciach syna” – można przeczytać w tekście o historii chłopca z Mariupola, opublikowanym na Facebooku kijowskiego szpitala.
Do zdarzenia doszło, kiedy matka – wraz z synem – próbowała ukryć się przed rosyjskim ostrzałem. Niestety – pocisk wybuchł tuż obok nich. Chłopcu rozerwało nogę. Matka zaś została raniona odłamkiem w głowę. Ostatkami sił zdążyła tylko donieść 10-latka do mieszkania znajomych.
Później Illia – wspomniany chłopiec – trafił w ręce rosyjskich żołnierzy, którzy wywieźli go do okupowanego Nowoazowska, a potem do Doniecka. W tamtejszym szpitalu omal nie zapadła decyzja o amputacji nogi chłopca. Z okupowanego przez Rosjan od 2014 roku miasta wydostała Illię jego babcia, która – aby tego dokonać – „przekroczyła granicę czterech krajów”.
Chłopak będzie chodzić. Illię odwiedził też prezydent Zełeński
Tak się złożyło, że do szpitala w Ochmatdyt 10-latek trafił w dniu swoich urodzin. Tam też szczęśliwie okazało się, że Illia w przyszłości wróci do sprawności i zacznie chodzić. Nic już jednak nie zwróci mu jego matki, która zginęła w gruzach Mariupola.
„Chłopiec rozpromienia się, gdy odwiedza go dużo ludzi, ale smutek nie znika z jego oczu” – napisali lekarze.
Według facebookowej relacji, chłopiec trafił z powrotem na terytorium kontrolowane przez Ukrainę dzięki działaniom współpracowników prezydenta Wołodymyra Zełeńskiego. Prezydent zresztą osobiście odwiedził Illię w szpitalu.