Podręcznik „Historia i Teraźniejszość” autorstwa prof. Wojciecha Roszkowskiego jednym przypadł do gustu, a rzeszę innych osób wręcz obrzydził. Książka spodobała się z pewnością organizacji Ordo Iuris, która postanowiła ścigać krytyków podręcznika. Fundacja wysyła do firm, współpracujących z kancelarią Dentos, pisma. Ordo Iuris chce znać szczegóły tych współprac. Dentos świadczy usługi dla osób, które poczuły się pokrzywdzone fragmentami podręcznika prof. Roszkowskiego.
„Popłoch. Szefostwo każe trzepać wszystkie umowy i sprawdzać, czy im płaciliśmy. To jakiś obłęd” – powiedział portalowi „Onet” pracownik jednej z dużych państwowych spółek. Portal dotarł także do treści dokumentu, który wysłała do firmy fundacja.
Ten „popłoch” to efekt pisma, rozesłanego przez fundację Ordo Iuris do szeregu firm państwowych i prywatnych, w których „zwraca się z uprzejmą prośbą o udzielenie informacji co do zakresu (…) współpracy z kancelarią prawną Dentons, w tym przede wszystkim wskazania wartości usług, jakie kancelaria świadczyła w ciągu ostatnich trzech lat”.
„Ordo Iuris twierdzi, że chodzi o 'kampanię społeczną’ poświęconą analizie wpływu aktywności podejmowanych przez międzynarodowe korporacje 'na ograniczenia wolności słowa’ i 'ideowego zaangażowania korporacji’, które – zdaniem instytutu – zagrażają wolności wyrażania poglądów” – pisze portal „Onet”.
Ordo Iuris szykuje się do prawniczej batalii z kancelarią Dentos? Konserwatywna fundacja szuka informacji o powiązaniach firmy
To może być jednak półprawda, bo zdaniem „Onetu” Dentos – największa firma prawnicza w Polsce – stała się celem fundacji przez aktywność Wojciecha Kozłowskiego, jednego z partnerów kancelarii, który zapowiedział duży pozew przeciwko prof. Roszkowskiemu w związku z treścią jego podręcznika. Pozew oprze się zapewne o straty moralne niektórych osób, wynikające z tego, co napisał w książce jej autor.
Znalazły się tam między innymi takie fragmenty: „Coraz bardziej wyrafinowane metody odrywania seksu od miłości i płodności prowadzą do traktowania sfery seksu jako rozrywki, a sfery płodności jako produkcji ludzi, można powiedzieć hodowli. Skłania to do postawienia zasadniczego pytania: kto będzie kochał wyprodukowane w ten sposób dzieci? Państwo, które bierze pod swoje skrzydła tego rodzaju produkcję?”.
Fragment został dość powszechnie uznany, jako odnoszący się do dzieci poczętych metodą in vitro. Rodzice takich dzieci bardzo szybko zaprotestowali, przeciwko porównywaniu tej metody zapładniania do „hodowli ludzi”.