Na drzwiach jednego z pokojów w Urzędzie Miasta Zgierz pojawiła się nietypowa informacja. Pomieszczenie zostało nazwane „czajnikowym aresztem”. Władze miasta postanowiły zabrać pracownikom czajniki w ramach oszczędności.
Prezydent miasta Zgierza w ostatnim czasie poinformował, że tak jak wiele innych miast, samorząd musi ograniczyć zużycie energii. Pierwszym podjętym krokiem było sięgnięcie po czajniki, z których na co dzień korzystali pracownicy.
– Aresztowali czajniki w UMZ – zażegnali wiszący nad nami kryzys energetyczny w Gminie Miasto Zgierz! Kilka dni temu, we wtorek 22 listopada, niemalże wszystkie czajniki w UMZ zostały skonfiskowane i trafiły do aresztu wydobywczego w pokoju nr 13 na parterze. To nie była łatwa decyzja – opisuje na Facebooku radny Przemysław Jagielski.
Wiceprezydent Bohdan Bączak w rozmowie z TVN24 wyjaśnił powody takiej decyzji. – Nie aresztowaliśmy tych wszystkich czajników. Na każdym piętrze są miejsca, w których pracownicy mają dostęp do gorącej wody, żeby sobie zrobić herbatę czy kawę. Były takie sytuacje, że w jednym pokoju były aż dwa. Nie ma takiej potrzeby. Chcemy racjonalizować koszty, jeśli chodzi o zużycie energii elektrycznej, a już nie wspomnę, że chodzi też o względy BHP – mówił.
Co jednak ciekawe, jak zaznacza radny, prezydent Zgierza prosił o pożyczkę na samochód elektryczny. – Oszczędności musiały być na tyle duże, że już w czwartek 24 listopada prezydent poprosił nas radnych na sesji Rady Miasta Zgierza o wyrażenie zgody na zaciągnięcie pożyczki na zakup samochodu elektrycznego na potrzeby Urzędu Miasta Zgierza. W końcu ten pewnie będzie jeździł nie na prąd, a na wodę zaoszczędzoną z parzenia kawy w UMZ – wyjaśnił.