Policjanci, którzy 15 maja 2016 roku na komisariacie we Wrocławiu wielokrotnie razili zatrzymanego wcześniej Igora Stachowiaka prądem z paralizatora, brutalnie bili i używali wobec niego chwytów obezwładniających, nie ponoszą odpowiedzialności ze jego śmierć. To konkluzja uzupełniającej opinii biegłych z Katedry i Zakładu Medycyny Sądowej Uniwersytetu Medycznego w Łodzi.
Jednocześnie prokuratura zadecydowała, że nie zostaną ujawnione materiały ze śledztwa w sprawie śmierci 25-latka. Pełną transparentność i jawność postępowania obiecał trzy miesiące temu w sejmie minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, ale nawet nie złożył wniosku w tej sprawie do prowadzącej sprawę prokuratury w Poznaniu.
Pochodząca z sierpnia opinia ujrzała światło dzienne dzięki dziennikarzom serwisu onet.pl. Biegli, biorąc pod uwagę wyniki sekcji zwłok, stwierdzają, że Stachowiak zmarł wskutek zażycia psychotropów: „Najbardziej prawdopodobne jest, że przyczyną śmierci Igora Stachowiaka była niewydolność krążeniowo-oddechowa w przebiegu arytmii po epizodzie excited delirium spowodowanego zażyciem środków psychoaktywnych”.
Policja jest tu bez winy. Biegli co prawda zaznaczają, że „obezwładnienie i unieruchomienie osoby z excited delirium dodatkowo nasila tę reakcję, co pośrednio może przyczyniać się do zgonu, jednak nie można udowodnić z pewnością wymaganą w postępowaniu karnym, że zastosowanie przez funkcjonariuszy Policji środków przymusu bezpośredniego w postaci chwytów obezwładniających, rażenia urządzeniem elektrycznym taser, pozostaje w związku przyczynowym ze zgonem Igora Stachowiaka i że naraziło go na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo ciężkiego uszczerbku na zdrowiu”.
Z powyższym sprzeczne jest jednak inne ustalenie. Otóż biegli z Uniwersytetu Medycznego w Łodzi piszą, że „stwierdzone w badaniach toksykologicznych stężenie tramadolu (syntetyczny lek przeciwbólowy, lek opioidowy) oraz amfetaminy (nielegalny środek psychotropowy) były zbyt niskie, aby uznać je za przyczynę zgonu”.
Ekspertyza biegłych współgra z oficjalną wersją przedstawianą przez rząd i policję. Paweł Petrykowski, rzecznik Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu tłumaczył rok temu, że funkcjonariusze musieli użyć siły, gdyż Stachowiak dostał szału, gdy dowiedział się, że będzie przewieziony na komisariat na ulicy Trzemeskiej.
Sprawa śmierci Stachowiaka wróciła po wyemitowaniu w maju tego roku reportażu w TVN24, gdzie m.in. pokazano zapis z kamery paralizatora. Szef MSWiA Mariusz Błaszczak na wniosek komendanta głównego policji odwołał wówczas komendanta wojewódzkiego we Wrocławiu, jego zastępcę nadzorującego pion prewencji i komendanta miejskiego policji we Wrocławiu. Czy po oczyszczającej ich uzupełniającej opinii biegłych wszyscy zostaną przywróceni do służby, a nawet awansowani?
Internauci nie mają wątpliwości. Kilka wpisów:
„Prawdziwych powodów śmierci Igora S. i wyników śledztwa, dowiemy się od następnej władzy, którą na pewno wróci do tej sprawy i winnych ukarze…”
„Policja zamordowała niewinnego obywatela a teraz chowa głowę w piasek. Tłumaczenie rządu typowe – za PO było gorzej, ludzie też umierali na KP”.
„Dlaczego nie chcą ujawnić materiałów ze śledztwa zamordowanego na komisariacie Igora Stachowiaka? Kto kogo kryje, jaki udział miała Kempa i jej koledzy z rodzinnego miasta? Dlaczego Błaszczak, Zieliński i Ziobro przez rok ukrywali zabójstwo? Społeczeństwo zażądało ukarania winnych, rzetelnego procesu i przekazania suwerenowi wyników śledztwa”.