Ten kapłan umie przekonać do siebie ludzi. Nagranie, w którym katolicki biskup opowiada dowcip podczas wielkanocnego nabożeństwa, stało się hitem platformy YouTube plasując się w pierwszej 10. karty „Na czasie”. Do tej pory wideo wyświetlano już prawie milion razy. Internauci nie szczędzą miłych słów pod adresem biskupa i zapewniają, że nieźle uśmiali się podczas tego nietypowego kazania.
Żart biskupa Pasawy Stefana Ostera stał się internetowym viralem, który obejrzano już przeszło 750 tys. razy! W trzystu komentarzach zamieszczonych pod filmem w większość Internautów pochlebnie wypowiadała się o nietypowym kazaniu.
„Wspaniale! Kazanie jest zawsze dobre, gdy można się swobodnie pośmiać! Dziękuję! Proszę więcej!” – napisał jeden z widzów.
„Dobrze, że Kościół pozwala na śmiech” – komentował inny.
„Po prostu świetne” – stwierdził krótko kolejny komentujący.
Co bardziej konserwatywni wierni mogliby uznać żarty z ambony za nieprzyzwoite lub niedostosowane do miejsca. Tymczasem wielkanocny żarcik wynika z mało znanej tradycji risus paschalis, czyli „wielkanocnego śmiechu”. Popularność tego zwyczaju utrzymała się niestety tylko do XIX wieku. Do tego czasu w Niedzielę Wielkanocną księża opowiadali z ambony różne zabawne historyjki, wywołując gromki śmiech wiernych. Śmiech ten miał podkreślać radość ze zmartwychwstania Chrystusa.
Starą tradycję „odkopał” i kultywuje biskup Pasawy. Każdego roku jego „wielkanocne żarciki” zdobywały ogromną popularność w Internecie. W 2023 roku było to ponad 435 tys. wyświetleń, a dwa lata wcześniej – 437 tys.! W tym roku biskup rozbił bank i w krótkim czasie nagranie z jego najnowszym dowcipem osiągnęło niemal milion obejrzeń! Pozamiatał? Sprawdźmy.
„Jeśli ten żart jest trochę obraźliwy, choć uważam, że jest naprawdę zabawny, proszę o wybaczenie” – ubezpieczył się przed rozpoczęciem żartobliwej anegdotki bp. Stefan Oster.
Żart niemieckiego biskupa podpija sieć! Opowiedział go podczas nabożeństwa wielkanocnego
Anegdota opowiada o pewnej kobiecie, która w latach 20. ubiegłego wieku chciała wybrać się na wakacje do Lasu Bawarskiego w Niemczech. Ponieważ wówczas bieżąca woda nie była jeszcze powszechna, turystka postanowiła wysłać do lokalnej wsi wiadomość, czy na miejscu będzie dostępne WC.
List dotarł do burmistrza, ale zarówno on jak i jego urzędnicy nie wiedzieli, co zrobić z zawartym w liście skrótem „WC” – nie mieli pojęcia, co oznaczają dwie litery. Poszli więc do lokalnego księdza, aby zapytać o poradę. Ten uznał od razu, że zapewne chodzi o skrót od Waldcapellchen (wiejska kaplica).
W liście zwrotny do turystki zapewniono ją więc, że WC znajduje się w tej wiosce od ponad 300 lat i jest zlokalizowane w samym środku idyllicznego lasu – kwadrans drogi od wsi. Stwierdzono ponadto, że znajduje się w niej ok. 30 miejsc i jest zawsze otwarta. Dalej kontynuowano, że „z reguły ludzie przychodzą tam pojedynczo”, ale czasem pojawia się „grupa pod przewodnictwem pastora”.
„Przy specjalnych okazjach w naszej WC rozbrzmiewa akompaniament muzyczny orkiestry dętej. Na prośbę księdza proboszcza możemy mieć wówczas przygotowane nuty, by ułatwić Pani uczestnictwo w tym wydarzeniu. Mamy nadzieję, że nie będzie to już przeszkodą w Pani pobycie w naszej pięknej wiosce. Zawsze cieszymy się, gdy ludzie przyjeżdżają z daleka, aby skorzystać z naszej WC” – opowiadał kawał niemiecki biskup.