Nie milkną echa po publikacji głośnego tekstu Małgorzaty Tomczak w „Gazecie Wyborczej”. Autorka opisała w nim, jak aktywiści i dziennikarze przez bardzo długi czas oszukiwali opinię publiczną, co do sytuacji na granicy polsko-białoruskiej. Okazało się, że 4-letnia Eileen – dziecko migrantów z terytorium Białorusi – która miała błąkać się samotnie po lesie w środku zimy… nie istniała! Dziewczynka nie była jedyną postacią fikcyjną, która miała wzbudzić w opinii publicznej skrajne emocje dla politycznych korzyści niektórych środowisk. Tekst powinien „wstrząsnąć polskim dziennikarstwem” – ocenia Jan Rokita, publicysta i były członek PO.
REKLAMA
Małgorzata Tomczak z „Gazety Wyborczej” niczym na spowiedzi wyjaśnia, jak aktywiści i dziennikarze szokowali opinię publiczną „kobietami i dziećmi umierającymi na granicy polsko-białoruskiej” dając kontrast dla tabunów mężczyzn w wieku poborowym, którzy nielegalnie i z agresywną siłą forsowali i dalej forsują wschodnią granicę Polski.
Dziennikarka ujawnia szokującą prawdę o manipulacjach mediów. „Jesteśmy w procesie wytwarzania fałszywej wiedzy”
Jak przypomina portal i.pl odnosząc się do głośnego artykułu „Wyborczej” – w grudniu 2021 roku media obiegła wyciskająca łzy historia 4-letniej Eileen. Rodzice dziewczynki mieli zostać deportowani na Białoruś, a ona sama miała błąkać się po podlaskim lesie w grudniowym, ostrym mrozie. Możliwe, że dziesiątki a nawet setki tysięcy ludzi zbudowało na Eileen twarde poglądy i stanowisko w kwestii tego, co działo się wówczas na granicy polsko-białoruskiej. Tymczasem Eileen… nie istniała.
„Dziś wiemy, że Eileen nie istniała. Była to jedna z opowieści, którą usłyszeli aktywiści i przekazali dalej. Odbiła się szerokim echem i stanowiła ważną część narracji o ‘dzieciach umierających na granicy’, którą utrwala teraz ‘Zielona Granica’; na przykład podczas wyborczej debaty o dzieciach umierających na granicy mówiła Joanna Scheuring-Wielgus. Wydaje mi się, że nie wiemy o żadnym udokumentowanym przypadku śmierci dziecka na polskiej granicy. Nie oznacza to oczywiście, że takich nie było, chociażby po drugiej stronie granicy i że nie powinniśmy mówić o takim ryzyku – ale póki co dyskutowaliśmy z wielkim oburzeniem o dziecku, które nie istniało” – otwarcie przyznaje w swoim tekście Małgorzata Tomczak po czym przyznaje, że „po dwóch latach pisania o migracji i kryzysie na granicy nie mam wątpliwości, że jesteśmy w procesie wytwarzania fałszywej wiedzy. Jej elementami są zwykłe fake newsy, jak historia Eileen”.
„Kobiety i dzieci” bardzo często pojawiają się w dyskusji o kryzysie migracyjnym, a część polityków grzmi i nawołuje do podejmowania emocjonalnych decyzji na podstawie – jak się okazuje – takich nielicznych przypadków.
„Taką narrację o kryzysie migracyjnym budujemy w Polsce od ponad dwóch lat (a w Europie od prawie dekady) w opozycji do dyskursu prawicy. Obrazy grup mężczyzn na łodzi i młodych chłopców przecinających płot graniczny przerażają; przesuwamy więc obiektyw w poszukiwaniu bezbronnej matki z dzieckiem” – pisze Małgorzata Tomczak w przełomowym tekście.
Jan Rokita komentuje: Niewyobrażalne, wielowarstwowe kłamstwo
Jednym z publicystów, który pokusił się o komentarz do głośnego artykułu Tomczak był Jan Rokita – były polityk Platformy Obywatelskiej a dziś konserwatywny publicysta.
„Małgorzata Tomczak dokonuje tym tekstem czegoś unikalnego i niezwykłego. Ze spokojem i chirurgiczną precyzją faktów opowiada o historii jakiegoś niewyobrażalnego, wielowarstwowego kłamstwa, jakie na użytek politycznej propagandy wytworzono wokół granicznego dramatu. Opowiada o wymyśleniu (łącznie z nadaniem imienia) nieistniejącego dziecka, które umarło z wycieńczenia na granicy” – przyznaje Rokita.
W dalszej części swojego komentarza publicysta stwierdza, że „ten tekst powinien wstrząsnąć polskim dziennikarstwem, które żywi się propagandowym kłamstwem, na skalę jakiej jeszcze parę lat temu nawet nie mogliśmy przypuścić”.