Bartłomiej Misiewicz, kiedyś jako rzecznik MON, zasłynął z wielu ekscentrycznych działań. Ciągle jednak jego osoba nie daje o sobie zapomnieć opinii publicznej. Okazuje się, że ponad trzy lata nie spłacał pożyczki, jaką zaciągnął w firmie pożyczkowej jego znajomy. Ostatecznie zobowiązanie zostało spłacone, ale przez drugiego żyranta. W międzyczasie jednak rzecznik Antoniego Macierewicza wylądował na niechlubnej liście dłużników Biura Informacji Kredytowej.
Kim był pożyczkobiorca? To szkolny kolega Misiewicza – Jakub G. Umowa pożyczkowa ze SKOK Wołomin na kwotę 15 tys. 300 zł. została zawarta w kwietniu 2013 r. Plan spłaty obejmował okres jednego roku i sześciu miesięcy, czyli do 28 listopada 2014 r. Żyrantami byli: Bartłomiej Misiewicz i Michał Ł. Rzeczpospolita informuje, że zabezpieczeniem był weksel in blanco.
Potem jednak pożyczka nie była spłacana. Należności nie chcieli także uregulować żyranci – sytuacja przeciągnęła się do czterech lat.
Misiewicz i Michał Ł. zostali wezwani przez SKOK do spłaty jako poręczyciele wekslowi. Mieli wykupić weksel tym samym spłacając pożyczkę. Rzeczpospolita posiada dokumenty, które pokazują, że pisma zostały przez poręczycieli odebrane, ale do wykupu weksla nie doszło.
Minęło kilka dni i ostatecznie termin spłaty pożyczki minął. Wówczas też jednocześnie działalność SKOK Wołomin została zawieszona przez Komisję Nadzoru Finansowego. Upadłość została ogłoszona przez sąd dwa miesiące później. Wtedy zaczęła działać prokuratura. Syndyk zabrał się za ściąganie zobowiązania. Monity przez tego ostatniego wysyłane były jednak przez Misiewicza i Michała Ł. ignorowane.
Nastał listopad 2015 r., a więc objęcie przez Misiewicza stanowiska rzecznika ministra obrony narodowej Antoniego Macierewicza. Powołano go także na szefa gabinetu ministra MON i w tym okresie jego pensja wynosiła 12 tys. zł miesięcznie. Rzeczpospolita podaje, że drugi żyrant, czyli Michał Ł. zaczął pracować jako członek rady nadzorczej Wojskowych Zakładów Łączności Nr 1.
Syndyk zdołał wyegzekwować spłatę dopiero we wrześniu 2017 r., czyli dwa lata później. Było to rok po skierowaniu sprawy do e-sądu w Lublinie. Pożyczkobiorca, czyli Jakub G., odwołał się jednak od tej decyzji. Wtedy też sprawa została skierowana do tradycyjnego sądu w Warszawie.