„Dziennik Gazeta Prawna” informuje, że rząd Beaty Szydło planuje ułatwienia dla chcących zdobyć zatrudnienie w Polsce medyków z Ukrainy i że ma to być receptą rządzących na „dziury kadrowe i presję płacową w służbie zdrowia”.
Jeśli sprawdzą się o zapowiedzi o wprowadzeniu przepisów, które ułatwią przyjazd do Polski pielęgniarkom i lekarzom spoza Unii Europejskiej, to wcale nie znaczy, że uzdrowi to sytuację w służbie zdrowia. Bo ani nie skróci to kolejek do specjalistów, ani nie poprawi jakości usług. Nie przybędzie też dzięki temu pieniędzy na szpitale.
Krystyna Ptok, szefowa Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych, zwraca uwagę, że braki kadrowe w ochronie zdrowia to ogromny problem z całej Europie. Podkreśla, że dla Ukrainek wykonujących zawód pielęgniarki bardziej sensowny i opłacalny będzie i tak wyjazd do Wielkiej Brytanii czy Niemiec niż przyjazd do Polski.
Skoro Niemcy dziś zgłaszają, że w ciągu najbliższych trzech lat będą potrzebować około 300 tysięcy osób w kadrach medycznych, to czy lekarze z Ukrainy, którzy nawet skorzystają z zachęt rządu Beaty Szydło i podejmą pracę w Polsce, nie wyjadą od nas szybko do Niemiec, gdzie są lepsze warunki płacowe?
Niezależnie od tego, czy sprawuje w Polsce władzę lewica czy prawica, problemy w służbie zdrowia pozostają. Paweł Kukiz twierdzi, że gruntowna reforma systemu zdrowotnego oznacza kilkanaście lat wyrzeczeń i jak dotąd żadna partia rządząca, obawiając się o swoje poparcie, nie porwała się na wprowadzanie takich niepopularnych zmian.
Ewentualne sprowadzanie medyków z Ukrainy przez rząd PiS może więc być traktowane jako co najwyżej próba złamania oporu strajkujących lekarzy rezydentów, a nie chęć uczynienia służby zdrowia bardziej przyjazną dla pacjentów.