Kiedyś robili to Niemcy. Dzisiaj Rosjanie robią to samo na Ukrainie… Ze swoimi

fot. Pixabay

Zacieranie śladów masowych ofiar to cecha zbrodniczych reżimów, takich jak np. niemiecka III Rzesza. Jak się okazuje – Rosja idzie śladem ich metodyki. Główny Zarząd Wywiadu Ministerstwa Obrony Ukrainy poinformował, że Rosjanie wykorzystują piece metalurgiczne w Doniecku, do palenia ciał poległych żołnierzy… swoich! Ukrywają w ten sposób prawdziwą liczbę ofiar wojny po ich stronie. Nie zmienia to jednak faktu, że ci młodzi poborowi do domu już nie wrócą.

REKLAMA

Żadna, nawet najlepsza propaganda telewizyjna oraz cenzura internetu, nie wmówi matce poległego rosyjskiego żołnierza, że tzw. „operacja wojskowa” na Ukrainie idzie Putinowi i jego wierchuszce bardzo dobrze. Zwłaszcza, jeśli ta matka patrzy na zwłoki swojego dziecka, które poległo tam, jako agresor. Reżim rosyjski musi radzić sobie więc innymi metodami, aby ukrywać masakrę, jaką Ukraińcy fundują najeźdźczym wojskom.

Główny Zarząd Wywiadu Ministerstwa Obrony Ukrainy poinformował w środę, że Rosyjscy żołnierze palą zwłoki swoich kolegów w piecach hutniczych w Donbasie. W prochu i pyle łatwiej będzie im potem ukryć prawdziwą skalę ofiar inwazji na Ukrainę wśród rosyjskich żołnierzy, która dobija już do liczby żołnierzy radzieckich, poległych wśród gór Afganistanu w latach 1979-89.

REKLAMA

Rosjanie walczą w Donbasie „ku chwale ojczyzny”. Ich matki nie mogą liczyć na odszkodowania

Ukraińskie ministerstwo obrony poinformowało również, iż Federacja Rosyjska nie wypłaca odszkodowań rodzinom poległych rekrutów, których wcześniej zwerbowano w tzw. Ługańskiej i Donieckiej Republice Ludowej. Ukraińcy przypominają przy tym, że na terenie samozwańczych republik separatystycznych organizowane są przymusowe wcielenia do 1. Korpusu Armii Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej.

„Krewnym mówi się, że nawet z rosyjskim paszportem nie wypłaca się żadnych opłat za śmierć osób zmobilizowanych z tzw. ŁRL i DRL” – napisano w komunikacie.

REKLAMA

Wywiad Ministerstwa Obrony Ukrainy podał, że większość pozyskanych rekrutów wysyła się – bez odpowiedniego przeszkolenia – na najbardziej niebezpieczne fragmenty frontu. Straty w ich szeregach oszacowano na 70-80 proc.

Wygląda na to, że strategia armii rosyjskiej nie zmieniła się od czasów Drugiej Wojny Światowej, kiedy ich tzw. „mięso armatnie” było pędzone przymusem przed ogień karabinów maszynowych.

Podziel się: