W wyniku tragicznego pożaru na warszawskiej Woli śmierć ponieśli ojciec i syn. Jeden z nich, chcąc uratować swoje życie, wyskoczył z 15. piętra. W rozmowie z „Faktem” świadkowie zdarzenia opisali wstrząsające szczegóły tego zdarzenia.
Do tragicznego w skutkach pożaru Wieżowca przy ulicy Grzybowskiej 61 w Warszawie doszło w niedzielny poranek. Ogień pojawił się w mieszkaniu na 15. piętrze. Ochroniarze, którzy zauważyli ogień i dym, od razu wezwali służby.
– Byliśmy wraz z kolegą na obchodzie. Zobaczyliśmy, że na 15 piętrze pali się lokal. W oknie stał człowiek. Chwilę później pojawiła się policja. Razem z kolegą i policjantem krzyczeliśmy do tego człowieka, że idziemy do niego, żeby mu pomóc. Kiedy wyjechaliśmy na 15 piętro, wszędzie było pełno dymu. Próbowaliśmy dostać się do tego mieszkania. Gdy w końcu się udało, okazało się, że jest za późno. Mężczyzna wyskoczył z okna. Mieszkanie całe stało w ogniu. Płomienie buchnęły w naszą stronę. Zaczęliśmy chodzić po piętrach i budzić mieszkańców, żeby się ewakuowali — opowiada „Faktowi” jeden z pracowników.
Wstrząsające szczegóły pożaru
Po przyjeździe na miejsce zdarzenia strażacy rozpoczęli akcję gaśniczą. W jednym z mieszkań w wieżowcu znaleźli zwęglone ciało mężczyzny. Śledczy rozpoczęli już dochodzenie w sprawie wyjaśnienia okoliczności tego dramatu.
– Stałem i paliłem papierosa. W pewnym momencie spojrzałem w górę i zobaczyłem, że leci facet. Trwało to dosłownie kilka sekund. Uderzył z impetem o betonowy zjazd do podziemnego garażu. Krew była dosłownie wszędzie. Ręce miał poparzone. Widok był makabryczny. Nie mogę tego zapomnieć. Dotąd mam to wszystko przed oczami – opowiada reporterowi „Faktu” dozorca budynku.