Oczekiwanie w kolejkach do lekarza i na zabiegi to coś, do czego już chyba wszyscy Polacy się przyzwyczaili. Co jakiś czas jednak słyszmy o kolejnym przypadku i przecieramy oczy ze zdumienia. Ciężko uwierzyć na przykład w to, co spotyka ze strony służby zdrowia Panią Janinę Szymańską (69 l.) ze Słupska. Emerytka ciężko pracowała jako listonosz i teraz ma problem nawet z podniesieniem ręki. Co prawda może liczyć na zabieg, ale termin operacji to dopiero 2026 rok!
– Całe życie pracowałam jako listonosz. Wstawałam wcześnie rano i zakładałam na ramię ciężką torbę, by dostarczyć ludziom korespondencję. Teraz bardzo cierpię. Muszę brać bardzo silne leki przeciwbólowe, bo mój prawy bark jest w strasznym stanie – mówi emerytka.
Badanie rezonansem magnetycznym miała wiosną, a diagnoza nie jest optymistyczna. Stwierdzono zmiany pourazowe, stany zapalne, zerwane ścięgno mięśnia nad – i podgrzebieniowego, a także zanik mięśni. Szybko więc została skierowana na konsultacje w Uniwersyteckim Centrum Klinicznym w Gdańsku. Na odział ortopedii przyjęto ją 14 listopada.
Sama konsultacja lekarska trwała tylko kilka minut. Specjalista przejrzał wyniki i zapisał emerytkę na zabieg. Kobieta jednak nie mogła uwierzyć, gdy przyjrzała się terminowi – 2026 r.
– To przecież dopiero za osiem lat! Przecież ja nawet nie wiem, czy dożyję do tego dnia. – mówi emerytka.
Dziennik Fakt skierował pytanie do szpitala odnośnie tak absurdalnego terminu. Odpowiedź jest jeszcze bardziej niewiarygodna. Poinformowano, że gdyby nie kwalifikacja tego schorzenia jako pilnego do operowania, to data byłaby jeszcze dalej odsunięta w czasie.
– Terminy operacji wynikają ze zbyt niskiego finansowania szpitala przez NFZ. Istnieje możliwość przyśpieszenia terminu zabiegu wykonywanego w trybie pilnym po odpowiednim uzasadnieniu przez lekarza kierującego. W chwili obecnej wszyscy chorzy zakwalifikowani do tego typu operacji mają wyznaczony termin przyjęcia do Kliniki na 2026 rok – mówi dyrektor naczelny UCK Jakub Kraszewski.