Europoseł Leszek Miller skomentował w „Gościu Wydarzeń” sytuację na polsko-białoruskiej granicy i rozmowy telefoniczne Angeli Merkel z Aleksandrem Łukaszenką.
– Od samego początku konfliktu starałbym się umiędzynarodowić sprawę, by obok polskich funkcjonariuszy na granicy stali ich koledzy z podobnych służb z Włoch, Francji, Hiszpanii, Portugalii, Niemiec. By było jasne, także dla Łukaszenki, że Polska nie jest w tym konflikcie osamotniona – powiedział były premier. – Nawet niewielka obecność służb wojskowych krajów UE wzmacniałaby naszą siłę – dodał.
– Polska jest państwem bez dyplomacji, w związku z tym czynności przejmuje dyplomacja niemiecka czy jakakolwiek inna – stwierdził polityk na antenie Polsat News.
– Dochodzi do sytuacji, w której polscy żołnierze i pogranicznicy bronią granicy, a dyplomacja odbywa się poprzez kontakt Waszyngtonu, Paryża, Moskwy itd. To się może dziać tylko wtedy, gdy znaczenie Warszawy sprowadzone jest do zera – ocenił Miller.
Według byłego premiera w rodzimej dyplomacji „potrzebne są kontakty, z których coś wynika, po których następują ważne decyzje”. – Bez tego Polska jest osamotniona na własne życzenie – podkreślił.
– Jeżeli faktyczny wielkorządca Polski, pan Kaczyński, mówi że mamy wrogów na wschodzie, zachodzie i mamy wrogów wewnętrznych, czyli opozycję, to znaczy, że nigdzie nie mamy przyjaciół – podsumował Leszek Miller.
Europoseł zapytany, jak ocenia rozmowy Angeli Merkel z Aleksandrem Łukaszenką, stwierdził, że jest to błąd kanclerz Niemiec, bo jej inicjatywa „legitymizuje dyktatora”, a dotąd przecież UE w sprawie Białorusi mówiła jednym głosem.