16-latek w sobotę znalazł się na ogrodzonej posesji w miejscowości Irving w Teksasie. Nagle zaatakowały go trzy pitbulle i pogryzły do tego stopnia, że zmarł w szpitalu. Okazuje się jednak, że właściciel psów zarzutów nie usłyszy.
Do pogryzienia doszło na ogrodzonym podwórku, a jak relacjonuje zamieszkała obok Elizabeth Cantu, hałas zbudził ją przed piątą rano. Po tym jak usłyszała krzyki wybiegła przed dom i wtedy zobaczyła psy gryzące młodego mężczyznę. Zaatakowany dobijał się pięściami do drzwi mieszkania, ale nikt nie otworzył.
Na miejsce przybyli policjanci próbujący odgonić psy, ale zwierzęta nie reagowały. Funkcjonariusze musieli zastrzelić najbardziej agresywnego psa. – Dwa pozostałe pitbulle trafiły do schroniska dla zwierząt w Irving – informuje Fox News.
Krótko po przetransportowaniu do szpitala pogryziony zmarł. Co robił na podwórku nastolatek, tego nie wiadomo. – Gdy do niego podszedłem powiedział mi, że jest bezdomny. Chciałem mu pomóc, ale nie byłem w stanie – mówi właściciel domu Guillermo Lorenzo.
Jak podaje policja, psy o imionach Bella, Bruce i Little Bit znajdowały się za ogrodzeniem, a ich działanie było obroną posesji. Z tego powodu właściciel pitbulli nie będzie odpowiadać za atak zwierząt oraz śmierć nastolatka