35-letni mieszkaniec Wodzisławia Śląskiego zmarł w wyniku zawału. Doprowadzić do tego mogła opieszałość ratowników medycznych, którzy wozili go w karetce między kilkoma szpitalami.
W nocy z 19 na 20 marca mężczyzna wrócił po pracy do domu z ostrym bólem w klatce piersiowej. Początkowo postanowił odpocząć i poczekać na uspokojenie objawów, ale nieustający ból spowodował, że wraz żoną udał się na badanie EKG. Jego wynik spowodował, że konieczny był transport do wodzisławskiego szpitala.
Kobieta, która musiała opuścić męża i udać się ze swoim synem do lekarza, otrzymywała od niego informacje o przedłużającym się procesie przyjęcia do szpitala. 35-latek wykonywane miał kolejne badania, w tym ponownie EKG, aż ostatecznie podjęto decyzję o jego przewiezieniu do szpitala w Rydułtowach. Po przyjeździe okazało się, że.. nie ma w nim miejsc, dlatego mężczyznę trzeba było ponownie przywieźć do Wodzisławia Śląskiego.
Jeszcze tego samego dnia 35-latek został przetransportowany do kolejnej placówki, tym razem w Raciborzu. Wobec niego zaplanowano leczenie zachowawcze, ale około godziny 2:00 w nocy jego stan znacząco się pogorszył. Pomimo wytężonych prób reanimacji, mężczyzny nie udało się uratować. Jako przyczynę śmierci podano ostry zawał serca.
Rodzina mężczyzny nie zostawiła tak tej sprawy i zarzuciła pracownikom szpitali, że gdyby podjęte zostały inne decyzje, szanse na jego przeżycie byłyby o wiele większe. Sprawa niebawem ma trafić do prokuratury, a na dodatek postępowanie wszczęli włodarze szpitala w Wodzisławiu Śląskim.