Mogłoby się wydawać, że o Bartłomieju Misiewiczu już nie usłyszymy. Wiele osób stwierdza, że miał już swoje pięć minut i wystarczy. Jednak okazuje się, że jego nazwisko znów powraca w mediach. A to za sprawą tygodnika NIE, który opublikował informację o pamiątkowej monecie, którą Ministerstwo Obrony Narodowej wybiło na cześć byłego rzecznika MON.
Tych, którzy nie czytują NIE, dziennikarz tygodnika Andrzej Rozenek dodatkowo poinformował o tym fakcie na Twitterze:
MON wybiło specjalny medal im. Bartłomieja Misiewicza. Więcej w aktualnym @TygodnikNIE #toniefake pic.twitter.com/UfAWazUgPB
— Andrzej Rozenek (@ARozenek) August 1, 2017
Przedstawiciel MON tak sprawę tłumaczy: – Wbrew pojawiającym się opiniom nie jest to medal, a jedynie okolicznościowa moneta pamiątkowa, która zgodnie z tradycją stanowi formę osobistego podziękowania dla osoby obdarowanej. W czasie, gdy Bartłomiej Misiewicz był rzecznikiem prasowym resortu, wykonane zostały pamiątkowe monety tzw. coiny z jego imieniem i
nazwiskiem.
Na stronie coin-wojskowy.pl można podziwiać coiny kolekcjonowane przez pewnego żołnierza. Wśród nich jest również moneta z nazwiskiem Misiewicza, która wzbudza tyle emocji. Żołnierz – kolekcjoner tłumaczy też historię coin:
„Jedna z historii mówi, że coiny pojawiły się podczas pierwszej wojny światowej. Jeden z pilotów polecił wybić serię monet z brązu platerowanych złotem, a następnie rozdał je swoim kolegom z oddziału. Jeden z nich został później zestrzelony przez Niemców. Uciekł następnie z obozu dla więźniów wojennych i przekradł się na stronę sojuszniczej Francji. Francuscy żołnierze nie chcieli uwierzyć w jego historię i kazali go rozstrzelać. Na chwilę przed egzekucją pilot wyjął swoją coine i tym udowodnił, że nie jest niemieckim szpiegiem. Prawdopodobnie od tamtego czasu narodziła się tradycja przyznawania tych unikatowych ni to monet ni to medali.”