Pilot zaplótł drzwi sznurkiem i zawrócił. Szokujące kulisy prezydenckiego lotu do Kuwejtu!
REKLAMA
– Ja bym chciał, żeby zajęła się tym prokuratura, albo jakaś komisja, żeby wszystko wyszło na jaw, póki nie dojdzie do tragedii – powiedział „Faktowi” wysoki rangą oficer sił powietrznych, komentując skandal związany z wylotem do Kuwejtu prezydenckiej delegacji tuż przed Bożym Narodzeniem.
Chodzi o wylot grupy przygotowawczej, która miała zająć się zorganizowaniem wizyty prezydenta Andrzeja Dudy u polskich pilotów stacjonujących w tym kraju. Do planowanego na 18 grudnia wylotu jednak nie doszło, a powodem był brak sprawnej maszyny.
Dalej było jeszcze ciekawiej. 19 grudnia oficerowie BOR i pracownicy Biura Bezpieczeństwa Narodowego mieli wylecieć tym razem nie z Warszawy, a z Poznania. To znów stało się niemożliwe, ponieważ transportowy hercules nie nadawał się do lotu z powodu wycieku z silnika.
REKLAMA
Innymi maszynami polska armia nie dysponowała, gdyż obie sprawne casy oraz niedawno zakupiony gulfstream zostały zabrane przez szefa MON Antoniego Macierewicza do Afganistanu.
Delegacja prezydencka nie mogła też skorzystać z drugiego gulfstreama, ponieważ ma on jeszcze niekompletną załogę.
To nie koniec wydarzeń. Gdy w końcu herculesa naprawiono, okazało się, że nie może wystartować do Kuwejtu, gdyż MON nie dało zgody na wylot. A gdy już w końcu wystartował, to omal nie doszło do tragedii. Na wysokości około 5000 metrów rozszczelniły się drzwi samolotu. Na szczęście jednak pilot wykazał się refleksem, zaplótł je sznurkiem i udało mu się zawrócić i wylądować na lotnisku w Powidzu.
REKLAMA
Ministerstwo Obrony Narodowej zaprzeczyło, by wydarzenia te miały miejsce, a wiceszef resortu Bartosz Kownacki doniesienia „Faktu” nazwał kłamstwem.