Prowadząca swój salon fryzjerski kobieta przez cztery miesiące opłacała podwyższone składki do ZUS-u, tuż przed urodzeniem dziecka. Potem, przez cztery lata dostała 304 tys. złotych z tytułu urlopu macierzyńskiego. ZUS chciał jej odebrać część dochodów, ale się to nie udało.
O sprawie informuje „Business Insider”. Fryzjerka otworzyła swój salon 1 lipca 2013 roku i przez niemal dwa lata opłacała w ZUS składkę chorobową od najniższej podstawy wymiaru, czyli 60% przeciętnego wynagrodzenia. Dawało to ponad 2 tys. złotych co miesiąc.
Od lutego do maja 2015 roku kobieta płaciła z kolei składki od maksymalnej podstawy, czyli od 9 897,50 zł. Od 4 maja 2015 roku z kolei zaczęła korzystać z zasiłku chorobowego, a następnie udała się na urlop macierzyński i zasiłek opiekuńczy. Łącznie do października 2019 roku pobrała z ZUS świadczenia w kwocie 304 203,44 zł.
Zakład Ubezpieczeń Społecznych porównał wówczas przychody i dochody przedsiębiorczyni, po czym uznał, że były one niewystarczające, aby otrzymywała takie świadczenia. ZUS obniżył podstawę jej wymiaru składek za okres luty-maj 2015, dlatego kobieta odwołała się od decyzji do sądu.
Sąd Okręgowy w Lublinie oddalił odwołanie kobiety, natomiast Sąd Najwyższy uznał, że w odniesieniu do przedsiębiorców „ZUS jest uprawniony jedynie do kwestionowania tego, czy w ogóle istniał tytuł objęcia ubezpieczeniami, czyli czy w omawianej sprawie kobieta rzeczywiście prowadziła zakład fryzjerski”.