Najsłynniejszy polski pedofil – Mariusz Trynkiewicz – ciągle jest odizolowane i nie może nikomu zagrozić. Ale najsłynniejszy polski pedofil w sutannie… już nie. Paweł Kania wyszedł na wolność i nie wypełnił nakazów sądu, które obowiązywały go po opuszczeniu więzienia. Na dodatek policja, naruszając swoje obowiązki, straciła go z radarów.
Jak podaje portal „One” – polskie organy ścigania od roku nie obserwowali pedofila, który co prawda odsiedział już swój wyrok, ale był zobowiązany do podjęcia terapii już po wyjściu z więzienia, gdyż biegli uznali go za stwarzającego dalsze zagrożenie.
Kania to jeden z bardziej znanych polskich pedofilów. Nic dziwnego. Niewielu księży-pedofilów udało się skazać za ich czyny, a Kania był jednym z nich, więc m.in. sam ten fakt przyniósł jego sprawie rozgłos. Ale to nie wszystko. Były ksiądz był bohaterem filmów braci Sekielskich o tytułach „Tylko nie mów nikomu” i „Zabawa w chowanego”.
Kuria wiedziała o jego „słabości” do dzieci, ale jedyną reperkusją ze strony organów kościelnych było przenoszenie mężczyzny z parafii na parafię, gdzie krzywdził kolejne i kolejne dzieci. W końcu jednak sprawiedliwości stała się zadość, choć za wszystkie swoje występki były ksiądz już raczej nie odpowie – chyba że na sądzie ostatecznym. Wpadł, kiedy zameldował się w hotelu z 13-letni chłopcem. Obsługa powiadomiła policję.
Policjanci ze Świdnicy „zgubili” księdza-pedofila. Onet skontaktował się z przestępcą
Kania został skazany na 7 lat pozbawienia wolności i całość wyroku spędził w więzieniu. Biegli uznali dodatkowo, że nawet po odpokutowaniu za kratkami ksiądz-pedofil dalej stanowi zagrożenie. Wnoszono o umieszczenie go w Krajowym Ośrodku Zapobiegania Zachowaniom Dyssocjalnym w Gostyninie – tam gdzie do dzisiaj przebywa m.in. Mariusz Trynkiewicz. Ale sąd się nie zgodził, zamiast tego stosując terapię z wolnej stopy w Centrum Psychiatrii Środowiskowej w Zabrzu. Od roku po wyjściu z więzienia Kania wciąż nie stawił się na terapii.
Przestępca seksualny miał być pod stałym nadzorem policjantów ze Świdnicy. Ale okazało się, że funkcjonariusze kompletnie olali temat. Według „Onetu” policja miała monitorować wszelkie wyjazdy z miasta, pilnować, gdzie jest zatrudniony, a jego DNA, odciski palców i zdjęcia umieścić w bazie. Żadne z tych zadań nie zostało wypełnione. Dopiero po interwencji dziennikarzy świdnicka policja złożyła wniosek o umieszczenie Kani w ośrodku w Gostyninie.
„Onet” skontaktował się także… z samym Kanią. Mężczyzna powiedział, że zgłaszał się na terapię, ale nie otrzymał odpowiedzi. „Dzwoniłem, pisałem, zero odpowiedzi. Totalny olew” – przekazał „Onetowi” Kania. Zwierzył się także, że boi się o swoje życie, a „wrocławski kościół to siedlisko pedofilów”.