W nocy z soboty na niedzielę Rosjanie zaatakowali hotel w Kramatorsku na Ukrainie, w którym zakwaterowani byli m.in. zagraniczni dziennikarze. Ranni zostali dwaj reporterzy agencji Reutera. Trzeci jest uznany za zaginionego. Znajduje się prawdopodobnie pod gruzami zawalonego budynku. W ataku ranna została także Polka – Monika Andruszewska – będąca kompletnie przypadkową ofiarą bombardowania. Korespondentka wojenna przejeżdżała akurat samochodem obok hotelu.
Szef obwodu donieckiego Wadym Fiłaszkin przekazał w niedzielę wiadomość o nocnym ataku Rosjan na Kramatorsk. „Następnym celem w mieście stał się hotel. Na razie wiadomo o dwóch rannych, a jedna osoba znajduje się pod gruzami” – informował rano Fiłaszkin, cytowany przez polsatnews.pl.
Rannych zostało trzech reporterów Reutersa, pochodzących ze Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii oraz Ukrainy.
Polka ranna w ataku na Kramatorsk. Obok dziennikarski spadł rosyjski pocisk Iskander
W ataku obrażenia odniosła polska dziennikarka Monika Andruszewska, która zajmuje się relacjonowaniem wydarzeń z wojny na Ukrainie.
Agencja Reutera podała, że dwóch jej dziennikarzy trafiło do szpitala, a trzeciego wciąż nie odnaleziono. Prawdopodobnie jest uwięziony pod gruzami. Nie wiadomo, czy żyje.
„Moja pierwsza osobista krew przelana za Ukrainę – akurat w Dzień Niepodległości. Po 10 latach wojny. Iskander tuż obok. Trochę pocięło mi tatuaż na prawej ręce, gdzie mam namalowane chabry przeplatane z kłosem zboża, nieprzypadkowo w kolorach ukraińskiej flagi” – napisała w mediach społecznościowych Andruszewska już po ataku.
„Po prostu jedziesz po mieście. Po prostu żyjesz. Po prostu oddychasz. Rosjanom to wystarczy, by próbować cię zabić i walnąć Iskanderem tuż obok drogi, którą akurat jedziesz autem, zresztą po obiekcie cywilnym znajdującym się ze 20 metrów dalej” – opisywała korespondentka, cytowana przez polsatnews.pl. Wrzuciła do sieci także zdjęcie uszkodzonego samochodu.