O grupowy gwałt podejrzewa się lokalnego przywódcę rządzącej partii Awami League i czterech mężczyzn. Wobec nich sąd w Bangladeszu zastosował areszt. Jak twierdzi zgwałcona matka czworga dzieci, skrzywdzono ją, bo tydzień temu w wyborach oddała swój głos na opozycyjną Partię Narodową Bangladeszu.
Oskarżeni zaprzeczają, że to zrobili, ale przywódcę Ligi Awami już z partii wyrzucono. Nie od dziś to ugrupowanie polityczne, zwycięskie w niedzielnych wyborach, jest oskarżane o zastraszanie wyborców i stosowanie w tym celu przemocy. Konflikt polityczny jest na tyle ostry, że w starciach pomiędzy zwolennikami rządzących i opozycji śmierć poniosło co najmniej 17 osób. W związku z tym, ONZ wyraziła zaniepokojenie represjami opozycjonistów.
Świadkowie gwałtu relacjonują, że to było czyste bestialstwo. Mąż zgwałconej powiedział, że do ich mieszkania w dzielnicy Noakhali wtargnęła grupa mężczyzn. Czworo ich dzieci i jego samego związano, a następnie dokonano na kobiecie zbiorowego gwałtu.
Po oddaleniu się napastników rodzinie pomogli sąsiedzi. 35-latka trafiła do szpitala. Okazuje się, że gwałciciele wcześniej ostrzegali ją w lokalu wyborczym przed głosowaniem na opozycję.
Po tym wydarzeniu opozycyjne ugrupowanie licznie protestowały w stolicy, Dhace i Noakhali. Chcą też, aby rządzący oficjalnie przeprosili za czyn swoich ludzi.
– Liczni przywódcy i aktywiści zostali poranieni podczas ataków przed i po głosowaniu, nawet matce czwórki dzieci nie oszczędzono brutalności gwałtu grupowego – poinformował dziennikarzy po spotkaniu z kobietą Mirza Fakhrul Islam Alamgir z Partii Narodowej Bangladeszu.