Władze Rosji potrafią dbać o pozory. Oficjalnie utrzymują, że mają neutralny stosunek do tego, co dzieje się w poszczególnych państwach należących do Unii Europejskiej.
Fakty temu przeczą. Czarno na białym pokazuje to sytuacja, jaka miała miejsce przed niedawnym referendum niepodległościowym w hiszpańskiej Katalonii. Ponad wszelką wątpliwość udowodniono, że w okresie bezpośrednio poprzedzającym głosowanie z ponad 600 kont na Twitterze i Facebooku prowadzono kampanię wymierzoną w jedność w Hiszpanii. Ponadto będący na służbie Kremla hakerzy swoimi działaniami w cyberprzestrzeni uniemożliwiali zamykanie stron i portali internetowych, które popierały referendum i wprost wzywały do oderwania się Katalonii od reszty państwa.
Powiązania niektórych środowisk separatystycznych z Rosją potwierdził Enric Folch, jeden z liderów Partii Katalońskiej Solidarności dla Niepodległości. Stwierdził, wprost, że Katalonia po uzyskaniu swojej państwowości mówiłaby na forum międzynarodowym jednym głosem z Moskwą, uznając na przykład niepodległość Abchazji i Osetii Południowej.
Mimo wyraźnego zaangażowania rosyjskich trolli i hakerów, rzecznik prezydenta Władimira Putina Dmitrij Pieskow, zachowując pozory neutralności, oświadczył, że referendum niepodległościowe w Katalonii to wewnętrzna sprawa Hiszpanii.
Ingerencja Kremla w wewnętrzne sprawy państw Unii Europejskiej miała wcześniej miejsce podczas wyborów w Niemczech i we Francji oraz w Wielkiej Brytanii w okresie poprzedzającym Brexit. Putinowi nie zależy na niepodległości Katalonii, ale na destabilizacji Unii Europejskiej poprzez osłabianie liczących się państw członkowskich UE, a takim jest na pewno Hiszpania.