1 września wchodzi w życie ustawa o konieczności zatrudniania w szkołach na umowy o pracę. Niepełnosprawne dzieci mogą przez to stracić swoich terapeutów. Oprócz tego nauczanie indywidualne ma już być prowadzone tylko w domu.
Niezadowoleni z nowych przepisów terapeuci, jak i rodzice dzieci z niepełnosprawnościami zapowiadają na 30 sierpnia protest przed siedzibą Ministerstwa Edukacji Narodowej. Liczą na to, że skoro pisemne prośby kierowane do resortu kierowanego przez minister Annę Zalewską spotkały się z całkowitą obojętnością szefowej MEN, a rok szkolny rozpoczyna się za kilka dni, to tylko wykrzyczenie żądań przed siedzibą ministerstwa może odnieść pożądany skutek.
W ocenie Anny Iwańskiej, dyrektorki Niepublicznej Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej „Edukacja”, nowe przepisy są nieludzkie.
– Dotychczasowe sukcesy terapeutyczne wynikają z faktu indywidualizacji pracy z dziećmi i ich rodzinami. Na każdym etapie pracy specjaliści dobierani są indywidualnie w sposób maksymalizujący korzyści dla rozwoju dziecka. Biorąc pod uwagę nie tylko potrzeby terapeutyczne, ale i rozkład pracy i zajęć rodziców czy opiekunów – wyjaśnia Iwańska w rozmowie z portalem money.pl.
Obecnie terapeuci wynagrodzenie za swoją pracę otrzymują z subwencji oświatowej. W zależności od poziomu niepełnosprawności dziecka oraz zasobów danej gminy przyznawana jest konkretna kwota. Pieniądze te trafiają na konto przedszkola bądź szkoły, do której uczęszcza dziecko. Placówka oświatowa z kolei opłaca z subwencji faktury wystawiane przez poszczególnych terapeutów, których często wskazali wcześniej rodzice.
Terapeuci wyspecjalizowani w konkretnej dziedzinie, którzy prowadzą działalność gospodarczą lub są już zatrudnieni, nie chcą podpisywać umów o pracę. Zarówno dla rodziców, dyrektorów placówek, jak i terapeutów wymóg określony w ustawie Ministerstwa Edukacji Narodowej to absurd, który wyklucza możliwość prowadzenia skutecznej terapii przy niepełnosprawnych dzieciach.