W momencie, kiedy chociażby Pentagon informuje o możliwości inwazji na Ukrainę „w każdej chwili”, część rosyjskich wojsk… wycofuje się. Jak przekazał „Polsat News” – rosyjskie MSZ poinformowało, że żołnierze z Południowego i Zachodniego Okręgu Wojskowego wracają do baz.
„Wojska rosyjskie po zakończeniu ćwiczeń rozpoczęły załadunek i będą wracać do swoich garnizonów” – przekazał rzecznik ministerstwa obrony Rosji Igor Konaszenkow.
Kreml nie podaje, z których regionów wycofają się wojska. Może chodzić o Białoruś, gdzie od 10 lutego odbywały się wspólne manewry białorusko-rosyjskie. 13 lutego natomiast, rozpoczęły się ćwiczenia marynarki wojennej na Morzu Czarnym. Oba wydarzenia miały zakończyć się 20 lutego. Kreml zapewnił, że wszystkie jednostki, biorące udział w manewrach na Białorusi, po zakończeniu ćwiczeń powrócą do Rosji.
Kreml stawia żądania, zachód nie odpuszcza. Napięcie wciąż jest odczuwalne
W ciągu ostatnich tygodni Rosja zgromadziła wokół Ukrainy (na Białorusi oraz przy wschodniej granicy Ukrainy) ponad 100 tys. żołnierzy. W ostatnich dniach mówiło się o nawet 130 tysiącach. Koncentracja wojsko nadzwyczaj niepokoi kraje zachodnie. Zachód wielokrotnie ostrzegał Moskwę o konsekwencjach ewentualnej agresji na Ukrainę.
Wschodnia flanka NATO jest w ostatnich tygodniach systematycznie wzmacniana. Amerykanie wysłali do Polski żołnierzy wraz ze sprzętem. Wczoraj do Polski przyleciały także amerykańskie myśliwce F-15.
Kreml odpowiada na zarzuty zachodu. Rosjanie tłumaczą, że nie mają zamiaru uderzać na Ukrainę. Jednocześnie Moskwa stawia żądania. Rosjanie domagają się gwarancji nierozszerzania Sojuszu Północnoatlantyckiego dalej na wschód (tj. np. o Ukrainę czy Gruzję) oraz wycofania infrastruktury „zagrażającej Rosji” ze wschodniej flanki NATO. Obawiają się m.in., że w amerykańskich bazach na terenie Polski rozmieszczone są pociski Tomahawk, których groźba użycia udaremniła rosyjski szturm na Tbilisi w 2008 roku.