Jeszcze rok temu lokale gastronomiczne cierpiały katorgę z powodu ostrych lockdownów, nakładanych przez rządzących. Policyjne naloty dla odważniejszych gastronomów – którzy nie zamknęli swoich biznesów, mimo nakazu – były codziennością. Sanepid nie szczędził dla nich kar, opiewających na dziesiątki tysięcy złotych. Wszystko to oczywiście zgodnie z prawem… albo i nie. Kto ostatecznie miał rację?
W ostatnim materiale „Interwencji”, reporterzy przyjrzeli się historii restauracji „Schronisko Bukowina” w Bukowinie Tatrzańskiej. Właściciele zostali ukarani przez sanepid za otwarcie lokalu podczas lockdownu. Restauracja zapłaciła karę. Właściciele odwołali się jednak do sądu. Ostatecznie wszystkie postępowania zostały umorzone, a sąd nakazał zwrot kary, jaką zapłacili restauratorzy.
Sąd uznał, że działalności gospodarczej można zakazać tylko ustawą – nie rozporządzeniem.
„Podstawowa rzecz była taka, że mamy 60 pracowników, zamknięcie restauracji spowodowałoby, że tych ludzi trzeba zwolnić lub wysłać na bezpłatne urlopy. U nas pracownicy są od początku powstania lokalu. Nie łapaliśmy się na żadne tarcze, jedynie na zwolnienia z ZUS-u” – opowiada Kamil Sakałus, dyrektor Schroniska Bukowina.
3-4 radiowozy i Sanepid. Naloty, jak na groźnych przestępców
Właściciele wspominają, że do restauracji regularnie wpadały liczne oddziały policji, wspólnie z kontrolerami Sanepidu. Policjanci legitymowali gości, a Sanepid nakładał kary.
„Podjeżdżały 3-4 radiowozy policji plus sanepid. Policjanci spisywali gości jako świadków wykroczenia, panie z sanepidu pisały protokół. Sanepid wychodził, to w progu czekała inspekcja handlowa. Kto tam jeszcze był? Urząd celno-skarbowy, zwykła skarbówka, nadzór budowlany, straż pożarna, inspekcja jakości płodów rolnych. Było widać, że to próba utrudnienia” – mówi Kamil Sakałus, dyrektor Schroniska Bukowina.
„Goście nasi byli zestresowani, bali się, że policjanci ich legitymowali” – wspomina Sylwia Gudula, manager restauracji.
Kto jest za to winny? Jak zwykle…
Zarówno policja jak i Sanepid uchylają się od odpowiedzialności. Zdanie „wykonywałem tylko rozkazy” najwyraźniej nigdy nie wychodzi z mody. Przepisy jednak mówią wyraźnie – policjant egzekwuje prawo, a nie je ocenia. Podobnie wygląda sprawa w przypadku kontrolerów z Sanepidu.
„Dziś wiemy, że sądy umarzają te sprawy. Jako policja nie możemy negować przepisów rozporządzenia pod kątem zgodności z konstytucją. Policjant dostaje narzędzia prawne opublikowane w Dzienniku Ustaw i musi je stosować” – podkreśla Sebastian Gleń z policji w Krakowie.
„Nie mamy kompetencji do oceny przepisów” – mówi Piotr Pokrzywa z sanepidu w Krakowie.