Politycy opozycji obarczają Jacka Sasina odpowiedzialnością za takie przygotowywanie wyborów korespondencyjnych 10 maja, że te ostatecznie się nie odbędą, a miliony złotych zostały zmarnowane na drukowanie kart do głosowania. W kuluarach sejmowych już nawet zaczął krążyć żart nawiązujący do „Psów” Pasikowskiego: „Sasin, co wy tam palicie? Pakiety wyborcze”.
Platforma Obywatelska zapowiedziała złożenie wniosku o odwołanie Sasina z funkcji wicepremiera i szefa resortu aktywów państwowych oraz zażądała od premiera Morawieckiego jego zdymisjonowania. Lewica z kolei złożyła zawiadomienie do prokuratury w związku z organizacją wyborów.
.@Leszczyna o drukowaniu kart wyborczych: najprawdopodobniej pan Sasin popełnił przestępstwo urzędnicze – oczywiście odpowie za to przed prokuratorem – naraził Skarb Państwa na wielomilionowe straty
— Kropka Nad I (@KropkaNadI) May 7, 2020
Parlamentarzyści z partii opozycyjnych przypominają, że to właśnie minister aktywów państwowych od wielu tygodni, niemal codziennie, występował w mediach i opowiadał o przygotowaniach do wyborów 10 maja. – Nie dopuszczam myśli, że może do nich nie dojść – mówił Sasin w programie Wirtualnej Polski „Tłit” jeszcze 25 kwietnia, a więc dwa tygodnie temu.
Minister zapewniał jednocześnie, że „pakiety wyborcze trafią do wyborców przed 10 maja”. – Ustawa nie obowiązuje, zgoda, ale zakładamy, że będzie obowiązywać – tłumaczył, bagatelizując brak podstawy prawnej do drukowania kart wyborczych.
https://twitter.com/RadioPiotrkow/status/1258773529492959232
Obecnie Jacek Sasin odmawia podania informacji o koszcie nadzorowanych przez niego przygotowań do wyborów. Twierdzi, że wie, jaka to jest kwota, ale nie może jej ujawnić.
Ile rząd zmarnował naszych pieniędzy na bezużyteczne pakiety wyborcze, udało się jednak ustalić reporterowi RMF FM. Druk kart wyborczych miał kosztować przynajmniej 5 milionów złotych. Kolejne 10 milionów złotych musiała natomiast wydać Poczta Polska na przygotowanie tzw. pakietów wyborczych i możliwości ich dostawy.