Tuż przed weekendem pojawił się najnowszy sondaż poparcia politycznego, przeprowadzony przez pracownię IBRiS na zamówienie „Onetu”. Wakacyjny nastrój Polaków – jak się okazuje – nie sprzyja pewnej partii i jest to ugrupowanie Jarosława Kaczyńskiego. Kierownictwo Prawa i Sprawiedliwości powinno zacząć się przejmować, gdyż tak fatalnego wyniku formacja nie odnotowała od bardzo dawna. Choć dzięki temu zwiększa się dystans PiS-u do KO, Donald Tusk niekoniecznie ma powody do zadowolenia. Gdzieś na tyłach rośnie nowa siła, która odnotowała najbardziej spektakularny wzrost poparcia.
W piątek, 26 lipca, pojawiły się wyniki najnowszego sondażu IBRiS dla „Onetu”. W lipcowym sondażu Prawo i Sprawiedliwość notuje spadek o aż 3,1 pkt proc.! Na partię Jarosława Kaczyńskiego zagłosować chce tylko 29 proc. badanych. PiS traci do KO tyle, ile straciło od czerwca (3,1 pkt proc.), a ugrupowanie Donalda Tuska utrzymuje pozycje lidera z wynikiem 32,1 proc. Tu również nastąpił spadek poparcia – o 1,7 pkt proc.
PiS traci do KO, ale KO… też traci. Rosną wszystkie pozostałe partie, ale to Konfederacja zyskała najwięcej nowych wyborców
Ani Donald Tusk, ani Jarosław Kaczyński nie mają więc powodów do zadowolenia – choć ten drugi z pewnością ma powody do głębszej refleksji. Jeśli dwa wielkie bloki polityczne tracą, to kto zyskuje?
Zyskuje trzecia siła, która w stosunku do czerwcowego sondażu rośnie aż o 2,9 pkt proc.! To Konfederacja, na którą zagłosować chce aż 11,9 proc. badanych.
Trzecią siłą nie jest już – co zaczyna się upowszedniać – Trzecia Droga. Choć partia Kosiniaka-Kamysza i Hołowni poprawiła wynik o 1,8 pkt proc. w stosunku do ostatniego badania, niegdyś koalicja z kilkunastoprocentowym poparciem może liczyć teraz „tylko” na 10,5 proc.
Co ciekawe, wynik poprawiła także Lewica, na którą chce głosować 8,7 proc. respondentów (+1,8 pkt proc.).
0,4 proc. badanych zadeklarowało, że odda głos na inną partię, niż pięć największych. 7,4 proc. badanych nie wie jeszcze natomiast, na kogo chciałoby oddać swój głos.
W hipotetycznych lipcowych wyborach nie dopisałaby frekwencja. Do urn przyszłoby w porywach do 49,1 proc. badanych. Może to efekt wakacji?