REKLAMA
Wciąż nie jest jasne, dlaczego w poniedziałek myśliwiec MiG-29 podczas podchodzenia do lądowania rozbił się niedaleko Bazy Lotnictwa Taktycznego w Mińsku Mazowieckim. Sytuacja jest tym bardziej tajemnicza, że maszyny tego typu należą do jednych z najbardziej niezawodnych samolotów na wyposażeniu polskiej armii. Wypadek pod Mińskiem Mazowieckim to, co podkreślają fachowcy, pierwsza tego typu katastrofa od 28 lat.
Pojawiła się teoria, że przyczyną rozbicia się myśliwca był brak paliwa, bo to tłumaczyłoby jednoczesną awarię obu silników. Taką tezę stawia major Michał Fiszer, pilot i ekspert wojskowy.
REKLAMA
– Samolot jest wyposażony w dwa silniki. Wyłączenie się jednego nie powinno spowodować zniszczenia samolotu. Wyłączenie się dwóch silników to tragedia, a taka sytuacja ma miejsce, gdy zabraknie paliwa (…), gdy paliwo jest zanieczyszczone, gdy wystąpi oblodzenie usterzenia, gdy samolot wpadnie na przykład w stado ptaków, gdy utraci sterowność w wyniku awarii hydrauliki, gdy dojdzie do zwarcia w autopilocie, gdy pilot zejdzie nieuważnie pod ścieżkę podejścia, czy to wskutek swojego błędu, czy wskutek uszkodzenia wskaźników – wyjaśnia Fiszer.
Według generała Waldemara Skrzypczaka, byłego dowódcy Wojsk Lądowych, gdyby hipoteza o braku paliwa się potwierdziła, „byłby to skandal”.
Skrzypczak zwraca też uwagę na zbyt małe doświadczenie 28-letniego pilota, który siedział za sterami maszyny.
REKLAMA
– Podane 80 godzin nalotu to jest nic, skoro obowiązkowy roczny nalot to 120 godzin. To by wskazywało, że szkolenia pilotów są ograniczone – ocenia wojskowy.
Tajemnicą pozostają również przyczyny niekatapultowania się pilota z maszyny. Nie zostało wyjaśnione, czy była to reakcja pilota myśliwca, czy też nie zadziałał automatyczny system opuszczania maszyny. Od katastrofy minęło kilka dni, a wciąż nie wiadomo, jak pilot opuścił myśliwiec.
Major Fiszer zwraca uwagę, że zastanawiające jest też, dlaczego w akcji poszukiwawczej pilota nie brał udziału śmigłowiec z kamerą termowizyjną, mimo że to właśnie w Mińsku Mazowieckim stacjonuje jedna z trzech Lotniczych Grup Poszukiwawczo-Ratowniczych Sił Powietrznych. Ekspert dziwi się, że ostatecznie, po trwającej aż trzy godziny akcji poszukiwawczej, pilota odnaleźli nie wojskowi, tylko strażacy i leśnicy.
Według generała Skrzypczaka bardzo możliwe, że ze względu na „dezinformację MON”, nigdy nie poznamy prawdziwych przyczyn i okoliczności wypadku myśliwca.