Tragedia na Śląsku! Chciał pomóc i sam zginął!

REKLAMA

Zdarzenie miało miejsce między Bielskiem Białym a Cieszynem. Świadek wypadku ruszył na pomoc poszkodowanej. Niestety, sam zginął. W aucie zostawił żonę oraz dwie córeczki.

Na wiadukcie drogi ekspresowej S52 z drogi wypadł Seat Ibiza i uderzył w barierkę energochłonną, która rozdzielała pasy ruchu. Policjanci poczynili wstępne ustalenia, z których wynika, że 27-letnia kobieta prowadząca auto jechała zbyt szybko. Na wypadek najechał Suv Kia Sportage, którą podróżowali 36-letni mężczyzna – kierowca – oraz jego żona i dwie córeczki w wieku czterech i siedmiu lat. Suv najechał na elementy karoserii rozbitego seata, które znajdowały się na jezdni. Mężczyzna wyszedł z auta, aby zobaczyć, w jakim stanie znajduje się kobieta, która prowadziła rozbity samochód.

REKLAMA

Mężczyzna przeszedł przez barierki na drugą stronę jezdni i wezwał pomoc. W drodze powrotnej najprawdopodobniej wybrał inną trasę i nie zauważył w ciemności 80-centymetrowej szczeliny, która występowała pomiędzy jezdniami. Mężczyzna spadł z wysokości 10 m. Pomimo udzielanej mu pomocy, zmarł. – Wszystko wskazuje na to, że śmierć mężczyzny to splot nieszczęśliwych zdarzeń. Z naszych ustaleń wynika, że spadł z wysokości około 10 metrów na trawiaste podłoże. Na miejscu załoga pogotowia ratunkowego udzielała poszkodowanemu pomocy. Niestety, pomimo wysiłków ratowników, mężczyzna zmarł. Okoliczności, w jakich doszło do tego zdarzenia, wyjaśniają policjanci ze Skoczowa oraz prokuratorzy – podała informację policja z bielska.