Stefan W., zabójca Pawła Adamowicza, miał powiedzieć w czasie przesłuchania, że atak na prezydenta Gdańska nie był pierwszym, który miał w planach. Po opuszczeniu zakładu karnego w grudniu chciał „zaistnieć” dokonaniem spektakularnego zamachu w Warszawie.
Chociaż do stolicy po wyjściu z więzienia pojechał, to ze swoich planów z nieznanych powodów zrezygnował. Będąc w Warszawie, chodził po klubach, wydając pieniądze oddane mu z depozytu więziennego. Był też w kasynie, w którym większość środków przegrał.
Zabójca prezydenta Gdańska już po dokonaniu zbrodni miał się skarżyć śledczym na swój ciężki los w więzieniu i mówić, że chciał się zemścić. Matka zabójcy Pawła Adamowicza, która miała ostrzegać policję przed synem, zaniepokoiła się, kiedy Stefan W. powiedział jej, że chce dokonać czegoś, o czym będzie głośno.
Stefan W. w trakcie przesłuchania miał też dużo mówić o polityce. Twierdził, że 5,5 roku więzienia za napady na banki było zbyt wysoką karą i obwiniał za to ówcześnie rządzących polityków. Miał też domagać się tego, by nie był sądzony w Gdańsku, gdyż jest to miasto Platformy Obywatelskiej, oraz oświadczyć: „Tylko Ziobro może mnie uratować”.
Od 8 grudnia – dnia, w którym wyszedł na wolność – Stefan W. większość czasu spędził w domu, w Gdańsku. Tylko raz był w centrum miasta, znowu planując zbrodnię. Ostatecznie zamachu, o którym „wszyscy będą mówić”, dokonał w czasie trwania 27. Finału Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy.