Aleksander jest tylko jednym z kierowców-ochotników przekraczających linię frontu w celu ewakuacji cywilów z Chersonia i innych kontrolowanych przez Rosję obszarów na wschodniej Ukrainie.
Mówiąc spokojnie, mając dwadzieścia kilka lat, przed wojną pracował jako adwokat. – Możemy iść jedną drogą w drodze do środka, ale zanim wrócimy, zobaczymy krater po eksplozji. Wtedy wiemy, że wrogie pociski przybyły. Potem modlimy się, możesz ostrzeliwać trochę w lewo, trochę w prawo. Zostaw nam tylko korytarz na środku, abyśmy mogli wydostać ludzi – dodał.
W ciągu ostatnich kilku tygodni wolontariusze twierdzą, że widzieli więcej żądań ze strony osób, które chcą opuścić Chersoń, ponieważ Rosja zacieśnia swój uścisk na okupowanym terytorium.
Przyjezdni opowiadają historie o zastraszaniu przez rosyjską policję, rosnących cenach żywności i strachu przed porwaniem przez władze. Pomimo ryzyka, jak mówią, wielu nadal chce odbyć podróż.
Ewakuacja miasta była trudna. ONZ i Czerwony Krzyż powiedziały, że nie prowadzą żadnych dróg ewakuacyjnych, ponieważ nie są w stanie uzyskać gwarancji bezpieczeństwa z obu stron. Zamiast tego, kierowcy-wolontariusze, tacy jak Alexander, negocjują punkty kontrolne i trasy bez żadnych formalnych umów.