Żołnierz wszedł do ukraińskiej cerkwi. Po tym pytaniu został pobity [FILM]

Ukraiński wojskowy zaatakowany w cerkwi przez popa
fot. Twitter | NEXTA

Ukraiński żołnierz wszedł do świątyni, a zaraz potem został pobity! To jednak nie wszystko, bo wojskowego Sił Zbrojnych Ukrainy zaatakował… prawosławny duchowny. Powodem było krótkie pytanie, które żołnierzy wypowiedział w murach Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej Patriarchatu Moskiewskiego. To jednak nie wszystko. Jak przekazał autor nagrania, na którym zarejestrowano całą sytuację – po chwili na miejscu pojawiła się policja, która aresztowała nie popa, ale żołnierza!

REKLAMA

Wiktor Burlyk opublikował na swoim koncie na Facebooku nagranie, przedstawiające dziwną sytuację, do której doszło w cerkwi w mieście Chmielnicki na zachodniej Ukrainie. Do świątyni w pewnym momencie wszedł ukraiński wojskowy – żołnierz, który na początku wojny zgłosił się do armii na ochotnika. „To Artur Ananiew, który na samym początku pełnoskalowej wojny zgłosił się ochotniczo do 19. Batalionu Piechoty” – pisze Burlyk w opisie nagrania.

Warto zwrócić uwagę, że świątynia należy do Ukraińskiej Cerkwi Prawosławnej Patriarchatu Moskiewskiego, a więc podlegająca duchownym z Moskwy, a nie Kijowa. Żołnierz zadał więc zebranym tam wiernym krótkie pytanie:

REKLAMA

„Ile jeszcze ludzi musi zginąć, żebyście przestali tu przychodzić?” – zapytał Ananiew. Odpowiedzią na pytanie były rękoczyny ze strony popa, który odprawiał nabożeństwo w cerkwi. Kapłan rzucił się na żołnierza i dotkliwie go pobił. Nagranie ze zdarzenia opublikował portal NEXTA.

Ukraiński wojskowy zaatakowany w cerkwi, należącej do moskiewskiego patriarchatu. „Ilu ludzi musi jeszcze zginąć?”

Autor nagrania komentuje w opisie, że sytuacja spotkała się z kompletną znieczulicą zebranych wiernych. „Patrzyli jak atakują wojskowego, który bronił Ukrainy i narażał dla kraju swoje życie” – pisał Burlyk. W wyniku ataku żołnierz miał doznać wstrząsu mózgu oraz urazu głowy. Na nagraniu widać także, jak krew kapie wojskowemu z nosa. Jeszcze bardziej kontrowersyjna była reakcja policji, która wkrótce pojawiła się na miejscu zdarzenia.

REKLAMA

„I teraz uwaga – co było dalej? Przyjechała policja (bo trudno ich nazwać stróżami prawa) i aresztowała go na podstawie art. 173” – dodaje Burlyk. „Jestem zniesmaczony, że w moim rodzinnym mieście panuje rosyjskie wyznanie. Tymczasem w całym kraju stróże prawa otwierają kolejne sprawy o zdradę stanu przeciwko moskiewskim duchownym.”

Podziel się: