Wanda Nowicka nie wzięła sobie do serca programu Lewicy? Byli pracownicy oskarżają posłankę o mobbing, hipokryzję i stosowanie umów śmieciowych, którym środowisko Nowickiej tak bardzo się sprzeciwia. „Miałem wrażenie, że pracuję w firmie typu Januszex, gdzie liczy się tylko to, aby szef mógł kupić sobie nowy samochód” – mówi Kasper Piechatzek, który pracował dla posłanki. O kulisach współpracy z Nowicką napisała w mediach społecznościowych także inna jej pracownica Paulina Butkiewicz. Polityk wszystkiemu zaprzecza i twierdzi, że rozważa „kroki prawne”.
Kasper Piechatzek i Paulina Butkiewicz ujawnili w mediach kulisy pracy w biurze poselskim Wandy Nowickiej. Nowicka od 2019 roku jest posłanką z ramienia Nowej Lewicy z okręgu gliwickiego. Polityk zaprzecza oskarżeniom młodych osób, które zarzucają jej m.in. mobbing i hipokryzję.
„Długo bałem się, że nikt nie uwierzy. Podczas pracy dla posłanki dochodziło bowiem do absurdalnych sytuacji. Nie chciałem, żeby ludzie uznali, że jestem jakimś histerykiem” – mówi dla „Wyborczej” Piechatzek.
Mężczyzna był zatrudniony w biurze poselskim na umowę zlecenie. Pensja, którą wówczas otrzymywał – było to dwa lata temu – miała wahać się w granicach 1200-1400 zł miesięcznie.
„Coraz częściej miałem wrażenie, że pracuję w firmie typu Januszex, gdzie liczy się tylko to, aby szef mógł kupić sobie nowy samochód” – wspomina.
Były pracownik wspomina pracę dla posłanki Nowej Lewicy. „Odnawiałem stół, który miał jeszcze sygnatury KW PZPR”
Za głodową pensję Piechatzek – jak twierdzi – musiał wykonywać dla posłanki całe spektrum różnych obowiązków. Od opieki nad mediami społecznościowymi Nowickiej, przez poszukiwanie tematów, którymi posłanka mogłaby się zająć, aż po pisanie za nią interpelacji. A to jeszcze nie wszystko…
„Woziłem też panią posłankę swoim seicento na gaz” – wyznaje Piechatzek.
„Kiedy Pani Posłanka była na miejscu, ja robiłem za jej szofera, konsierża, służbę, taksówkę, atlas informacyjny, obsługę social mediów i inne tego typu czynności, które przecież wykonuje pracownik biura poselskiego” – dodał, odnosząc się do okresu, w którym jego koleżanka z pracy musiała udać się na chorobowe.
O podwyżkę nie śmiał prosić, bo Nowicka miała odpierać prośby słowami, że „i tak dużo dostaje”.
„Pani posłanka ciągle była niezadowolona. W interpelacjach kazała nanosić wiele poprawek. Jedno pismo było wałkowane nawet dwa dni. Wszystko było pod presją, potrafiła dzwonić i przepytywać mnie, co robiłem. Oczywiście wszystko robiłem źle. W dodatku na nic nie było pieniędzy. W biurze poselskim w Zabrzu nie było nawet komputera i internetu. Część mebli pochodziła z odzysku. Odnawiałem stół, który miał jeszcze sygnatury KW PZPR” – relacjonuje były pracownik posłanki Nowej Lewicy.
„Skończyło się tak, że przez dużą część tego czasu zarabiałem 1400 zł, byłem dostępny praktycznie ciągle pod telefonem, żyłem w permanentnym stresie, ledwo wiązałem koniec z końcem, a w międzyczasie próbowałem ogarniać studia. Było ciężko, szczególnie w pandemii, kiedy o inną pracę było ciężko” – wyznał już w mediach społecznościowych Kasper Piechatzek.
„Wykończony wiecznymi pretensjami, przepracowany oraz kompletnie zdyskredytowany (80 proc. rzeczy, które robiłem – były rzekomo robione źle), że wybrałem się do specjalisty. Szanowna pani doktor 'pogratulowała’ mi wypalenia zawodowego w wieku 25 i zaleciła zmianę pracy. Pracę zmieniłem” – podsumował.
Pracownicy posłanki przeżywali w biurze horror? „Doprowadziła mnie do załamania nerwowego i problemów z pewnością siebie”
Nie lepszą opinię o Nowickiej ma była asystentka posłanki Paulina Butkiewicz.
„Nabawiłam się ataków paniki, widząc twarz owej towarzyszki, oraz strachu przed rozmowami telefonicznymi. Byłam traktowana jak śmieć, ciągle podważane były moje kompetencje. Roszczeniowość pani W.N. doprowadziła mnie do załamania nerwowego i problemów z pewnością siebie” – żali się po latach kobieta.
Wanda Nowicka zaprzeczyła wszelkim zarzutom i stwierdziła, że „rozważa podjęcie kroków prawnych” przeciwko byłym pracownikom.